Czuwaj✌️
Chciałoby się powiedzieć dzień dobry ale chyba “Czuwaj” rzeczywiście jest dzisiaj bardziej na miejscu. Ukraina doświadcza bestialskiej inwazji… brak słów.
Chciałbym was na chwilę zabrać daleko od tego dramatu. Mam dzisiaj do opowiedzenia historię, która wiąże się z moją pierwszą wyprawą do Wietnamu.
Lecąc do Ho Chi Minh City po raz pierwszy, w 2016 roku, zobaczyłem jak wiele osób, kobiet, dzieci i mężczyzn ubiera niespotykanie ładny, dla przybysza dziwny, a jak się potem okaże, bardzo wygodny strój.
Na początek obsługa stanowisk odprawy na lotnisku Pudong w Szanghaju, potem załoga pokładowa Vietnam Airlines pozwoliły mi zobaczyć ładny, twarzowy ubiór. Zaintrygowało mnie to bardzo.
Spotkałem się już wcześniej z załogami samolotów, które ubierają stroje narodowe jak w przypadku Malaysia Airlines czy Singapore Airlines. Wydały się one jednak bardziej takie ludowe. Te wietnamskie zaś wyglądały bardziej dystyngowanie.
Spacerując podczas Księżycowego Nowego Roku po ulicach Sajgonu, z podziwem patrzyłem jak ludzie ubrani są w przepiękne, kolorowe, wyglądające niezwykle atrakcyjnie stroje.
Zaciekawiło mnie cóż to jest takiego i postanowiłem nieco z głębić ten temat…
Zapraszam was dzisiaj na krótką wycieczkę na obrzeża Sajgonu, gdzie znajduje się ciekawe, małe, niezwykle malownicze, muzeum tradycyjnego stroju wietnamskiego - Ao Dai.
Stroju, który nie nosi miana “narodowego” ale jest tradycyjnym strojem wietnamskim.
Ao Dai wymawiamy jak „ał jaj”. Ubierany jest przez kobiety i mężczyzn raczej dla formalnych okazji właśnie takich, jakim jest Tet - Lunarny Nowy Rok, ślub czy inne uroczystości.
Dzisiaj jest to długi podzielony na dwie części strój mający postać tuniki, ubierany na spodnie, które są nieodłącznym elementem tego stroju.
Sama nazwa stroju tłumaczy się jako Ao - koszula i Dai - czyli długi.
Zainspirowany pięknem i powszechnością sam zadbałem o to, aby taki właśnie strój posiadać.
Udałem się do jednego z najlepszych zakładów krawieckich w Sajgonie, specjalizującego się w szyciu Ao Dai. Z racji mojego wzrostu, kupno gotowego, a przez to tańszego wdzianka, nie wchodziło w rachubę. Zdecydowałem więc na kupno szytego na miarę.
Uszycie takiego stroju w Sajgonie trwa około trzech do czterech tygodni. Praktycznie wymaga to dwukrotnej wizyty w zakładzie. Pierwszej aby zdjąć miarę i drugiej by odebrać gotowy już strój.
Zamówiłem dwa - czerwony i granatowy. W sumie dlatego, że nie byłem w stanie wybrać tylko jednego koloru. Zakochałem się w obu.
Co do kosztów - jeśli macie standardową budowę ciała jest duża szansa kupna gotowego Ao Dai na miejscu. Można wybierać w dziesiątkach gotowych wzorów i kolorów. Wystarczy przymierzyć i gotowe. W tym wypadku koszt wyniesie około 40 $ czyli w granicach 1 miliona VND. Natomiast szycie na miarę, w zależności oczywiście od wzrostu i ilości zużytego materiału, kosztować będzie ok. 80 do 100 dolarów. W moim przypadku koszt wyniósł 2,2 miliona VND i uważam tą cenę za całkiem przystępna jak na to co otrzymałem.
Aby poznać historię Ao Dai warto wybrać się do miejsca, które chcę wam dzisiaj polecić jako weekendowy wypad poza centrum miasta.
To Bao Tang Ao Dai - Muzeum Ao Dai w dystrykcie 9, P.Long Phuoc, 206/19/30 Long Thuan.
Z mojej lokalizacji, która jest położona tuż przy tunelu pod rzeką Sajgon a więc bardzo blisko centrum miasta, dojazd do muzeum nie przysparza większych problemów. To około 15 kilometrów, które pokonacie w 30 minut, zarówno motorem jak i samochodem.
Ja wybrałem Grab-a chociaż, powiem szczerze, obawiałem się czy jeśli wybiorę Graba w dość odległe od centrum miejsce, jakim jest lokalizacja tego muzeum, nie będę miał problemu z drogą powrotną. Okazało się, że nie nawet w sumie szybciej znalazłem Graba w drogę powrotną niż jadąc do muzeum. Koszt przejazdu wyniesie ok 140 tysięcy VND w jedną stronę
Samo muzeum jest nieco na uboczu i po około 25, w moim przypadku, minutach jazdy w końcu dotarliśmy do położonego nieco w głębi, w bocznej uliczce wjazdu.
Do bramy prowadzą znaki o niewielkich rozmiarach więc trzeba się dobrze przypatrywać bo kierowcy Grab-a też nie do końca są w stanie rozpoznać to miejsce.
Pierwszą część trasy pokonujemy wylotówką Mai Chi Tho a poźniej autostradą Sajgon - Hanoi.
W końcu zjazd na na prowincjonalne drogi i po około 10 minutach docieram na miejsce.
Powita was dość dobrze oznakowana brama i, zgodnie z lokalną tradycją, duży ołtarz buddyjski na wprost wjazdu na teren muzeum. Od razu, po prawej stronie, mamy punkt obsługi klienta. Bilet wstępu kosztuje 50 000 VND czyli ok. 2 dolary za osobę. Wraz z biletem, otrzymujemy małą mapę całego tereny z opisami poszczególnych miejsc. Bądźcie przygotowani na płatności wyłącznie gotówkowe. Na terenie muzeum funkcjonują bary z napojami, kawą i słodyczami. Płatność wyłącznie gotówką. Warto więc mieć ze soba chociaż 200 000 VND tak żeby móc swobodnie spędzić w muzeum prawie dwie godziny, żeby zobaczyć cały teren a jednocześnie móc odetchnąć nieco, pijąc kawę mrożoną czy inny napój.
Teren muzeum jest w zasadzie jednym wielkim ogrodem, rozłożonym wokół malowniczego jeziorka, do którego wodę dostarcza przepływająca nieopodal jedna z odnóg rzeki Sajgon.
Zaczynamy od dużego, długiego budynku nieco przypominającego polskie fermy drobiu.
Od razu po wejściu mamy okazję zapoznać się z historią stroju oraz zobaczyć eksponaty, które ukazują rozwój Ao Dai na przestrzeni lat. A nawet stuleci. Trzeba wam wiedzieć, że ten tradycyjny strój wietnamski swoje początki ma w osiemnastym stuleciu.
To efekt twórczej inwencji lordów Nguyen, którzy stworzyli ubiór codzienny, z dzianiny. Początkowo szyta ona była z pięciu części stąd o pierwszych Ao Dai mówiło się - pięcio częściowa tunika. Dopiero później, po szaleństwach modowych lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych 19. wieku, w Sajgonie zaczęto ten strój propagować jako bardziej reprezentacyjny, który można wkładać na wiele okazji. To w tym czasie tunika powoli staje się w zasadzie dwuczęściowa, nakładana na spodnie, pozostawiając rozcięcie po bokach biegnące wzdłuż bioder i ud. Wersja kobieca sięga do połowy łydki a męska do kolan.
Strój ten był ulepszany przez projektantów mody zarówno w Paryżu jaki w Stanach Zjednoczonych. Na przykład w latach dwudziestych i trzydziestych 20. wieku, przechodził różne modernizacje. A to stójka u szyi, a to bez stójki. Zapinany bardziej jako marynarka dwurzędowa po lewej stronie albo jako typowa tunika bez zapięcia. Materiały były z początku grube i ręcznie tkane. Z czasem stawały się oraz cieńsze i zwiewne.
I właśnie będąc w muzeum można zobaczyć jak strój ewoluował na przestrzeni wieków. Jak z tego pierwszego, bardzo zgrubnego pięcio częściowego stroju używanego na wsi na co dzień, stał się eleganckim strojem, który obecnie ubieramy w Wietnamie na wszelkiego rodzaju ważne okazje.
Dowiedziałem się również, że Ao Dai rozwinął się i jest traktowany bardziej jako strój południa Wietnamu niż północy. Dopiero w latach osiemdziesiątych przyjął się na terenie całego Wietnamu i jest dzisiaj takim oficjalnym strojem ubieranym na wszelkiego rodzaju uroczystości.
Ao Dai jest również zestawiany z tradycyjnych wietnamskim kapeluszem Non la, ten który znacie, piramidalny z liści lub ze specjalnym toczkiem Khan van, takim turbanem, które używa się jako nakrycia głowy. Kolor oraz wzór Khan van dopasowany jest do stroju głównego.
O tym wszystkim - jak ten strój był szyty, jakie materiały używano, jaka kolorystyka była dominującą w poszczególnych latach, można dowiedzieć się spacerując po budynku muzeum.
Przy każdej z ekspozycji strojów jest krótka historia danej wersji więc można się nieco wyedukować w tym zakresie.
Czas przespacerować nad jeziorko, gdzie wokół zbudowano szereg małych budynków w stylu który ja nazywam stylem Hoi An - budynki te bardzo przypominają piękną zabudowę starego Hoi An, znanego jako miasto lampionów. Pisałem o mojej wizycie w mieście lampionów w jednym z artykułów, do którego zostawiam tutaj link.
Każdy z tych budynków podzielony jest na pokoje, w których urządzono ekspozycje Ao Dai. W pomieszczeniach prezentowane są również sprzęty domowe z epoki. Mamy też pokazane maszyny do szycia, manekiny, nici oraz rodzaje materiałów. Powolnym krokiem spaceruję wzdłuż jeziora podziwiając ładną zieleń i zbliżam się do dwóch starych budynków.
Jeden jest świątynią buddyjską i służy również jako sala spotkań Drugi to mała altana gdzie można chwilę odpocząć napić się czegoś a jednocześnie podziwiać płynącą nieopodal rzekę. Na jej brzegu spotkacie olbrzymie palmy kokosa wodnego. To również okazja aby zobaczyć jak owoce takiego kokosa wodnego wyglądają - jak skorupa żółwia.
Wędrując dalej napotykacie piękny, drewniany most, który oddaje architekturę zadaszeń w Wietnamie. Dach za wywiniętymi końcówkami gąsiorów, pięknie rzeźbione filary i poręcze. To super miejsce na zrobienie kilku pamiątkowych zdjęć.
Wprost z tego mostku, udałem się do dużego, dwupiętrowego pawilonu, który jest jednocześnie miejscem ekspozycji oraz warsztatem krawieckim.
Okazuje się, że podczas zwiedzania muzeum można uczestniczyć w warsztatach szycia Ao Dai. Jest maszyna, stół do krojenia, wybór materiałów, nici i jest instruktor.
To bardzo dobra zabawa.
Podczas takiego warsztatu dowiadujemy się jak z biegiem czasu zmieniała się konstrukcja tuniki. Jak strój przeszedł ewolucję z pięcioczęściowego na trzyczęściowy. Jak i gdzie pojawiły się rozcięcia po bokach dzięki którym można swobodnie chodzić ale również i siadać.
Doświadczam osobiście ubierając Ao Dai, jak bardzo wygodnie jest w takim stroju.
Wszak macie już spodnie więc lekkie uchylenie tyłu tuniki i jej lekkie podrzucenie, pozwala wygodnie usiąść na krześle.
To właśnie ten model bardzo rozpowszechnił się w dziewiętnastym wieku.
Nadal jednak był on bardziej luźny co upodabnia go do pięcioczęściowego pierwowzoru.
Obecnie szyje się już ten strój jako bardziej dopasowany.
Właśnie dlatego uważam, że aby mieć ładne Ao Dai należy zamówić jego uszycie w zakładzie krawieckim. Wtedy dopiero strój ten nabiera walorów i wygląda się w nim naprawdę ładnie.
Sam materiał i kolorystyka oczywiście są dowolne. Nie mniej panuje kilka kanonów.
W stroju ślubnym kobieta raczej powinna występować w bieli a mężczyzna w ciemnym, niebieskim kolorze. Przy uroczystościach albo ważnych świętach takich jak Lunarny Nowy Rok, wybiera się kolor czerwony. To oczywiście nie jest nakaz. Również stroje w kolorze żółtym, zielonym czy czarnym są powszechnie używane. W zasadzie panuje pełna dowolność i inwencja twórcza.
Oprócz materiału, ja za najważniejsze, uważam dobór zdobień. Mamy tutaj niemal nieograniczone pole do popisu. Można wybrać dekoracje geometryczne, można w wybrać tradycyjne zdobienia. Dla mnie najpiękniejsze są zdobienia wizerunkiem złotych smoków. Może dlatego je jestem buddyjskim smokiem.
Waśnie dlatego ja wybrałem, dla swojego granatowego stroju, wizerunek smoka, wijącego się po Ao Dai z gracją. Z kolei czerwone Ao Dai jest zdobiony w geometryczne wzory.
Ja ciemno granatowy strój uważam za taki bardziej “rozrywkowy”. Idealny na imprezy typu zabawa sylwestrowa czy wypad do znajomych na urodziny. Czerwone wdziano używam na oficjalnych spotkaniach i podczas nowego roku.
Do tego oczywiście zdobna lamówka na brzegach i obszywane guziki.
Guzików które służą do zapięcia klapy przedniej jest sporo - sześć.
Do tego jest również jeden pod szyją zapinany na zatrzask. To on nastręcza mi najwięcej problemów. Trudno mi go zapiąć patrząc w lustro. Zapiąć go mogę tylko z czyjąś pomocą. Muszę nad tym popracować.
Dekoracje zdobiące Ao Dai są różne i ich aplikacja też się różni.
Mogą być nakładane poprzez nadruk, głównie to są te tańsze wersje.
Dość powszechnie nakłada się wzór termicznie uzyskując efekt przestrzenny. Wzory są wypukłe i wyraźne. Farba “puchnie” pod wpływem temperatury tworząc bardzo dekoracyjny wzór. To jest dobra, średnia półka cenowa i z dystansu wygląda bardzo dystyngowanie.
Trzecia wersja to najdroższa i ekskluzywna haftowana kolorowymi nićmi na całym stroju.
Stroje takie są naprawdę bardzo ozdobne a wyhaftowanie wzoru może zająć nawet miesiąc.
W Wietnamie Ao Dai jest zalecane jako ubiór dla nauczycieli oraz studentów.
Nadal więc można zobaczyć uczniów, studentów i nauczycieli którzy ubierają Ao Dai.
W latach dziewięćdziesiątych 20. wieku zrodziła się również tradycja festiwali Ao Dai.
Festiwal taki odbywa się co roku w Ho Chi Minh City ale także w Stanach Zjednoczonych, w Kalifornii, w San Jose. To w tym mieście mieszka największa diaspora Wietnamczyków w Stanach Zjednoczonych a festiwal odbywa się na plaży.
Wizyta w muzeum Ao Dai to godne polecenia spędzenie kilku godzin na świeżym powietrzu z dala od wielkomiejskiego zgiełku. Już wiem, że pojadę tam jeszcze raz, ubrany w mój Ao Dai.
Wagę tego stroju dla kultury Wietnamu potwierdza budowany obecnie w Ha Noi, 65 kondygnacyjny wysokościowiec, który nosi nazwę Ha Noi City Kompleks.
Konstrukcja tego budynku została zainspirowana właśnie wyglądem stroju Ao Dai.
Jestem ciekaw jak ten budynek będzie się prezentował.
Dodam również, że w 2008 roku odbył się w Wietnamie wybór Miss Universe i na tą okazję, jeden z prominentnych designerów wietnamskich, zaprojektował strój Ao Dai dla finalistki reprezentującej Wietnam.
Jeśli więc macie chwilę w jakiś weekend lub będąc turystycznie w Wietnamie, zapraszam na taki wypad poza miasto. To również okazja aby pospacerować po lokalnych piaszczystych drogach, po których raz po raz przyjeżdża skuter. Można zobaczyć ogródki, domki i dzieci wracające np. ze szkoły.
Ja wróciłem zainspirowany przede wszystkim tym, żeby ubierać moje Ao Dniu jeśli tylko będzie ku temu okazja . Wzbogaciłem też swoją wiedzę. Teraz już wiem, jak ten strój powstał, jak ewoluował. To pozwala mi nosić go zgodnie z tradycją.
Wiem też, że będę musiał uzupełnić moje stroje, dokupując jeszcze nakrycia głowy.
Udam się do tego samego krawca i zamówię zrobienie toczka w obu kolorach.
Poza tym spędziłem bardzo przyjemnie 2 godziny wśród zieleni, popijając kawę mrożoną i spacerując między palmami. Mogłem ponownie dotknąć źdźbła ryżu na małym poletku ryżowym i jednocześnie przygotować dla was ten krótki reportaż.
To również w tym muzeum dowiedziałem się że Prada i Giorgio Armani posiadają Ao Dai w swojej kolekcji.
Co więcej, Ao Dai zobaczycie w takich filmach jak “Good Morning Wietnam” czy “Indochiny”.
Dodam nieskromnie, że będąc na imprezie noworocznej na Bałtyku, na promie Polonia ubrałem moje Ao Dai - jedno przed północą a drugie już po północy… nie ukrywam, że zrobiłem furorę. Wszyscy okrzyknęli ten strój atrakcją wieczoru. To naprawdę niesamowite.
I to by było na tyle. W Sajgonie weekend jak zwykle słoneczny i gorący. 28° w nocy, 32 w ciągu dnia. Niedługo marzec.
Mam nadzieję, że jesteście bezpieczni.
W Europie i na północy Azji idzie wiosna która, mam nadzieję, poprawi wszystkim nastroje.
Będzie dobrze. Trzymaj się Ukraino!
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com