Na początek Dzień Dobry, Witajcie!, Czuwaj!…
Miło mi, że jesteście nadal na moim blogu, choć minęło trochę czasu od ostatniej publikacji.
To wszystko za sprawą mojego europejskiego urlopu, który nadarzył mi się po 11 miesiącach czekania. Mam nadzieję, że przyjmiecie tą lukę czasową w publikacji moich artykułów z wyrozumieniem.
Witam was już z Sajgonu, do którego szczęśliwie wróciłem tuż u progu Lunarnego Nowego Roku.
Ponieważ podróżowanie w tym, tak szczególnym, czasie jakim jest globalna pandemia nie jest częstym wydarzeniem, postanowiłem się z Wami podzielić wrażeniami z tej podróży. Mam nadzieję, iż znajdziecie coś użytecznego dla siebie.
Ale zanim przejdę do meritum tego artykułu pozwólcie mi złożyć wam najlepsze noworoczne życzenia z okazji Lunarnego Nowego Roku 2022. To rok tygrysa, a więc siły, energii, waleczności, mądrości - Wszystkiego najlepszego! Niech Was zdrowie nie opuszcza a szczęście sprzyja. Całą resztę da się jakoś wykombinować, szczególnie pieniądze.
Samą tradycję obchodzenia nowego roku opisałem już w dwóch artykułach które podlinkuję wam tutaj.
Część pierwsza i część druga. Zapraszam do lektury.
Po niemal dwóch latach pandemii w Wietnamie wracamy do normalności.
Ulice kwiatowe ponownie zostały przygotowane, miasto funkcjonuje normalnie, wszystko jest otwarte aczkolwiek tzw. “paszporty covidowe” czyli zaświadczenie o pełnym szczepieniu oraz maseczki są tutaj na porządku dziennym. Nikt przeciwko temu się nie burzy, Wietnamczycy poddali się szczepieniom chętnie a na dzisiaj wyszczepienie społeczeństwa jest na poziomie 88% dwiema dawkam. Trzecia dawka powoli wchodzi w plan szczepień.
Po siedmiu tygodniach pobytu w Europie, z czego większość w Polsce, mogę tylko powiedzieć że Wietnam wrócił do normalności. Wszystko działa a ludzie, uśmiechnięci, świętują drugi dzień nowego roku.
Wielu z was pewnie chciałby się dowiedzieć jak podróżuje się w takich czasach i na co można liczyć albo czego się spodziewać kiedy odbywamy podróże międzykontynentalne.
Trzeba wam wiedzieć, że jestem rezydentem Wietnamu od czterech lat posiadającym kartę rezydenta, więc mój przypadek jest nieco specyficzny, jeśli idzie o wjazd do Wietnamu. Pozostałe aspekty podróżowania są już takie jak dla wszystkich podróżujących.
Póki co granice Wietnamu są dla turystów zamknięte. Przeciętny turysta z dowolnego zresztą kraju, tutaj nie ma wyjątków, nie wjedzie do Wietnamu aby skorzystać z przepięknej pogody i cudownych miejsc jakie Wietnam oferuje.
Jedyne grupy które mogą wjechać do kraju, a i to na szczególnych warunkach, to dyplomaci, inwestorzy posiadający tutaj firmy, członkowie delegacji biznesowych mający pozwolenie urzędu imigracji i lokalnego komitetu partii oraz osoby będące specjalistami lub ekspertami, mające pozwolenie na pracę i kartę rezydenta Wietnamu.
Jeśli opuszczacie Wietnam i nie zamierzacie wrócić, to sprawa jest w zasadzie prosta. Dostępnych jest kilka lotów tygodniowo - w grudniu 2021, kiedy ja szykowałem się do wylotu, oferta lotów oparta była na czterech przewoźnikach. W tamtym czasie otwarte sloty do Sajgonu miały Turkish Airlines, Qatar, Korean Air i Emirates.
Z reguły ich samoloty przylatują do Wietnamu z osobami, o których wspominałem już wyżej. Wszystkie bilety są rezerwowane przez lokalne biuro podróży Viet Travel, które ma podpisaną umowę z rządem na obsługę ruchu podróżnych. Loty te są traktowane jako czartery - nie można kupić biletów na otwartym rynku. Wyloty są więc dostępne, niemniej nie codziennie i trzeba sprawdzić dużo wcześniej, czy da się taki bilet kupić.
Zresztą samoloty te przylatują do Wietnamu głównie z cargo, jako że na pokładzie jest z reguły od 20 do 80 pasażerów. Nie spotkałem większej liczby… to trochę smutne.
Procedura wylotowa nie jest jakoś szczególnie utrudniona. Po pierwsze, trzeba mieć bilet. Wymaga to obecnie więcej wysiłku - nie jest łatwo kupić bilety. Do tego ich ceny wzrosły. W klasie ekonomicznej, jeszcze przed pandemią, przelot do Europy udawało mi się kupić w cenie około 700 - 800 $ mówię tutaj o bilecie w obie strony. Dzisiaj trudno jest znaleźć taki bilet w cenie poniżej 1100 $… co więcej, to cena tylko w jedną stronę - nikt wam nie sprzeda biletu powrotnego do Wietnamu ponieważ… wjazd do kraju jest zamknięty. Najpierw trzeba przejść całą procedurę aby dostać zgodę na wjazd, co pozwoli na zakup biletu powrotnego - ale to, po ok. 6 tygodniach bo tyle trwają procedury związane z uzyskaniem zgód na wjazd.
Żeby odprawić się na lot musiałem wykonać odpowiednio wcześniej test PCR.
Testy w Wietnamie robi się w każdym niemal szpitalu ale też w lokalnym laboratorium. Cena takiego testu waha się między 500 000 VND a nawet 2 400 000 VND wszystko zależy od tego kiedy i gdzie taki test robicie.
Jeśli np. robicie test w lokalnym laboratorium, bez żadnego skierowania, zapłacicie 550 000 VND. Jeśli jednak pójdziecie do międzynarodowego szpitala i to jeszcze w weekend albo w jakieś święto to cena, która w takich szpitalach oscyluje na poziomie 1 600 000 VND, skacze natychmiast na 2 400 000 VND. Zdecydowanie polecam robienie testów w laboratorium.
Na test nie czeka się długo. Zrobiłem test około 8.30 rano i ok. 15:30 dostałem SMS z informacją, że wynik i certyfikat są już dostępne. Co ciekawe już w języku angielskim i formacie akceptowanym na całym świecie. Format PDF okazał się wystarczający. Data testu nie może być starsza niż 48 h przed wylotem.
Teraz już mogę udać się na lotnisko.
Sama odprawa na lotnisku przebiegła sprawnie. Podczas odprawy biletowo-bagażowej skrupulatnie sprawdzono moje dokumenty wylotowe - datę ostatniego wjazdu do Wietnamu, kartę rezydenta oraz certyfikat testu RT-PCR - oczywiście musi być negatywny.
Hala wylotów zrobiła na mnie przygnębiające wrażenia… to nie jest to samo lotnisko co jeszcze dwa lata temu.
Większość lamp wyłączona. Palą się tylko lampy podsufitowe nad stoiskami odprawy linii lotniczej, która aktualnie prowadzi odprawę na lot. W moim przypadku były to Turkish Airlines. Zgodnie z zaleceniem przybyłem na 3 godziny przed wylotem. Okazało się to niepotrzebne.
Odprawa przebiegała sprawnie, pasażerów niewielu. Powiem tylko tyle że, odprawiłem się w czasie krótszym niż 15 min. Z drugiej strony to oczywiście jest fajna rzecz porównując z czasami kiedy w kolejce do odprawy spędzało się 45 min.
Czas na kontrolę paszportów i bezpieczeństwa. Żadnych kolejek. Pojedyncze osoby podchodzą do jednego stanowiska kontroli paszportów i dwóch kontroli bezpieczeństwa.
Widok, według mnie, masakryczny. Kto podróżował to wie jak lotnisko potrafiło być zatłoczone. Dzisiaj było kompletnie puste.
Mam tu kolejną uwagę - jeśli podróżujecie z Sajgonu, ale także z innych mniejszych portów lotniczych, wyłączam z tego tranzytowe porty w Singapurze, Bangkoku, Doha czy Istambule, to możecie zastać całe lotnisko kompletnie wyłączone z obsługi pasażerów przed bordingiem.
Wszystko pozamykane. Nie ma sklepów wolnocłowych, nie ma kawiarenek, nie ma punktów gdzie można kupić cokolwiek na krótko przed wylotem. W moim przypadku po godzinie czekania przy bramce, przyjechała pani z wózkiem, na którym była woda i piwo. Problem w tym, że płatność tylko gotówkowa - nawet jeśli opuszczacie Wiernam, weźcie choć 200 tysięcy VND w gotówce.
Zdecydowanie lepiej radzą sobie przesiadkowe porty lotnicze.
Istambuł, Berlin, Paryż, Seul oraz z tego co wiem od innych, Singapur, Bangkok, Moskwa, Doha i Dubaj funkcjonują normalnie. Większość sklepów i barów jest otwarta i można oczywiście płacić kartą.
Kolejnym obowiązkiem podróżnych jest obowiązek używani maseczki.
Nie ma tu wyjątków. Maseczkę można zdjąć wyłącznie do posiłku i jest to skrupulatnie dopilnowywane.
Bording przebiegł sprawnie - w końcu mogłem usiąść i czegoś się napić. Te 2 godziny na pustym lotnisku, bez możliwości kupienia czegokolwiek, trochę mnie zmęczyły.
I kolejny szok. Samolot, który może zabrać do 280 pasażerów przyjmuje na pokład 80…
Całe rzędy pustych foteli.
Załoga ubrana w ochronne kombinezony, okulary i maseczki. Otrzymałem ładny zestaw ochronny czyli: ładną torebeczkę z żelem antywirusowym, z rękawiczkami, z dwiema maseczkami, szczoteczką i pastą do zębów.
Widać, że wszystko jest dobrze przygotowane więc czułem się na pokładzie bardzo komfortowo. Do Istambułu dolecieliśmy o czasie. Serwis na pokładzie standardowy taki jak przed pandemią. Posiłek główny po starcie, lekkie śniadanie przed lądowaniem, w międzyczasie woda, soki czy wino bez limitu. Cała 12-godzinna podróż była naprawdę komfortowa.
Po dobrze przespanej nocy wylądowałem w Istambule, gdzie miałem 2,5 h na odprawę na kolejny lot - tym razem już do Berlina.
Lotnisko w Istambule zaskoczyło mnie bo działało jak przed pandemią.
Wszystkie sklepy otwarte ,kolejki do barów, restauracji i kafejek.
To oczywiście powoduje taką refleksję, że to jest jeden z elementów ryzyka podczas podróży. Co prawda jest obowiązek używania masek ale jak zdążyłem zauważyć przez 2,5 h nie jest on rygorystycznie egzekwowany. Część osób maseczek nie zakładała a obsługa lotniska jakoś szczególnie na to reagowali. Lepiej jednak unikać tłumów.
Przejścia przez kontrolę bezpieczeństwa trwało kilka minut, znowu bez kolejki. Udałem się już na halę odlotów, znalazłem swoją bramkę i czekam na wylot do Berlina.
Samolot do Berlina był już pełen. Ponownie zestaw ochronny, tym razem już skromniejszy i ruszamy do Berlina
Procedura wjazdowa do Europy standardowa. Mieszkańcy Unii mają bramki automatyczne lub dedykowane stanowisko odprawy paszportowej. Tu nic się nie zmieniło.
Jednak przy bramkach automatycznych, należy jeszcze podejść do oficera policja, który indywidualne sprawdzi dokumenty, związane z lokalnymi obostrzeniami. Ma to związek z tym, że aby wjechać do Niemiec trzeba mieć kilka rzeczy ze sobą.
Po pierwsze należy zgłosić wjazd do Niemiec na stronach urzędu imigracyjnego. Jest to bardzo istotne i o to pytają przede wszystkim. Wystarczy pokazać maila z potwierdzeniem takiego zgłoszenia. Są wyjątki, jak tranzyt dwudziestoczterogodzinny, niemniej jeśli wjeżdżacie do Niemiec i tam planujecie pozostać to oczywiście czeka was kwarantanna. W związku z tym w takim zgłoszeniu należy podać adres w którym będziecie tą kwarantanna odbywać.
Drugim dokumentem, który jest niezbędny, jest jeden z trzech: negatywny wynik testu PCR, certyfikat ozdrowieńca albo certyfikat zaszczepienia dwoma dawkami - co akurat jest dla was wygodne.
Kontrola paszportowa nie była szczególnie uciążliwa, trwa dosłownie minutę i ważne również jest to, iż honorowane są PDFy wspomnianych dokumentów. Jeśli macie je w wersji elektronicznej w aplikacji to jeszcze lepiej.
Obywatele spoza Unii dodatkowo muszą posiadać wizę Schengen.
Po odebraniu bagaży udałem się na halę przylotów i na zewnątrz gdzie czekał na mnie samochód i rodzinka odebrała mnie szczęśliwego po siedemnastogodzinnej podróży z Azji do Europy.
Przechodzimy do drugiego etapu mojej podróży, do powrotu do Azji.
Tutaj zaczynają się pierwsze schody.
Po pierwsze, przynajmniej od połowy grudnia do końca stycznia nie ma siatki połączeń pomiędzy Azją, szczególnie Azją Południowo-wschodnią a Europą.
Wszystkie linie przestały latać do Wietnamu. Jedyną linią, która utrzymała połączenia z Wietnamem jest Korean Air.
Cała procedura powrotu do Azji zaczyna się w momencie gdy się wylatuje.
Tuż po wylocie, kiedy do paszportu wbito stempel że się wyleciało, zaczyna się procedura powrotu. Możliwe jest to tylko za pośrednictwem biura turystycznego.
Przypomnę - należy uzyskać pozwolenie od biura imigracyjnego Wietnamu oraz od lokalnego komitetu partii. Nadal tylko dla wybranych grup pasażerów.
Dobra wiadomość jest taka, że od połowy stycznia rezydenci Wietnamscy, tak jak ja, posiadających kartę rezydenta zostali zwolnieni z tych dwóch pierwszych dokumentów więc mając niebieską kartę rezydencji można spokojnie już wyjechać. Co więcej, mamy prawo do odbycia kwarantanny w domu.
Mając te dokumenty w ręku możemy zacząć przygotować się do podróży do Wietnamu.
Problem polega na tym, że nie ma dzisiaj regularnych lotów do Sajgonu. Są tylko loty czarterowe.
Ja dostałem propozycję biletu, który był naprawdę dziwny.
Drogę powrotną mam ustawioną jako lot Berlin - Paryż - Seul - Sajgon.
Ale żeby było ciekawiej, to dwa segmenty są rozdzielone na dwie rezerwacje czyli mam jeden bilet na trasę do Seulu a drugi na lot Seul - Sajgon.
Z tego powodu pojawił się pierwszy problem - podczas odprawy w Berlinie, linie Air France nie mogły nadać mojego bagażu do Sajgonu. Mogą tylko do Seulu. I co teraz? Mam niby odebrać bagaż i ponownie się odprawić w Seulu. Koszmar.
Był jeszcze jeden stres.
Wietnamczycy wymagają negatywnego testu PCR zrobionego najwcześniej na 72 h przed przylotem. Pamiętajcie jednak, że mamy 6 h różnicy czasowej więc to skraca ten czas do 66 h.
Chcąc zrobić test zgodnie z tym wariantem godzinowy, wylot we środę o 15.00 nie mogłem zrobić testu w poniedziałek ponieważ ostatni możliwy test był do zrobienia o godzinie 16.00. To, w przypadku opóźnienia samolotu, mogło spowodować odrzucenie certyfikatu na lotnisku w Sajgonie. Musiałem zrobić test następnego dnia czyli we wtorek. Kłopot w tym, że u mnie w Bydgoszczy, próbki zaczynają pobierać o 10 rano. Wyniki w Polsce, nie wiem dlaczego, dostaje się dopiero po 24 h. Do tego pani pobierająca wymaz powiedziała, że może być poślizg dwugodzinny…
Jak wezmę sobie mój bilet i popatrzę to rysuje się ciekawy scenariusz. Wylot z Berlina o 15.00, wynik powinien być o 10.00 ale może być o 12.00. Odprawa, do której test jest niezbędny zaczyna się o 13.00. Jechałem ze Szczecina do Berlina z duszą na ramieniu.
Trochę jak wystrzelony w kosmos z obietnicą, że będzie po drodze na mnie czekał statek z zaopatrzeniem. Nerwom nie było końca. Dopiero o 11.45 przyszedł sms, że mam do pobrania wynik testu i oczywiście jeszcze ryzyko takie że ten też mógłby być pozytywny.
Wszystko skończy się dobrze.
Zdążyłem się odprawić, w Paryżu miałem podejść do obsługi Korean Air aby otrzymać karty pokładowe i popracować nad nadaniem bagażu do Sajgonu. Uff…
Samolot między Berlinem a Paryżem pełny. Wszyscy w maseczkach.
W Paryżu miałem 4 h na przesiadkę i bardzo dobrze.
Po wylądowaniu udałem się do Transfer Desk - niestety, w strefie chronionej nie ma linii Koran Air. Informacja z Berlina, żeby podejść do Transfer Desk w Paryżu niestety, okazała się fałszywa.
W rzeczywistości, obie sprawy mogę załatwić wyłącznie na stanowisku obsługi, które prowadzi Korean Air.
Tyle tylko, że ono znajduje sie w hali odlotów, tam gdzie dokonuje się standardowej odprawy na lot.
Musiałem wyjść ze strefy strzeżonej lotniska do strefy otwartej, przechodząc kontrolę paszportową.
Udałem się do stanowiska odprawy bagażowo-biletowej i tam obsługa koreańska pomoga mi wydrukować karty pokładowe i przekierować bagaż do Sajgonu.
Musieli popracować trochę nad tym bagażem. O sukcesie całej operacji poinfrmowali mnie dopiero przy bordingu.
I faktycznie, podczas wejścia na pokład, pani wyłowiła mnie z tłumu i poinfomowała, że bagaże są na pokładzie a w Seulu będą już automatycznie przetransferowane do Sajgonu, co też faktycznie miało miejsce.
Po dość przyjemnym, jedenastogodzinnym locie, dotarłem do Seulu.
Serwis na pokładzie wyjątkowy. Smaczna kolacja i bardzo dobre śniadanie.
Wyjątkowa troska obsługi pokładowej o komfort podróży jest znakiem wyróżnijącym Korean Air. Mając do dyspozycji cały rząd foteli dotarłem do Azji wyspany.
Wrażenie podczas lotu niesamowite - 120 pasażerów największego samolotu pasażerskiego świata czyli Boeinga 777-300, było niemal niewidcznych. Każdy miał cały rząd siedzeń do wykorzystania. W nocy dziwnie, bo pusto. Poświata ekranów, puste rzędy foteli, niewiele osób.
Trochę jak w filmie grozy…
Obsługa robiła wszystko żebyśmy ten lot odbyli bezpiecznie i zadowoleni. W Seulu miałem dwie godzinki na przesiadkę do Sajgonu.
Ponownie - na całym lotnisku obowiązek noszenia masek ale bary, restauracje i sklepy wolnocłowe otwarte. Można było spokojnie więc napić się kawy, zjeść ciastko albo zrobić zakupy.
Samolot do Sajgonu pełen. Korea utrzymuje dość ścisłe stosunki biznesowe z Wietnamem a szczególnie z południem Wietnamu. To tutaj, na południu, jest wiele fabryk bedących koreńską inwestycją. Zresztą Dystrykt 7., w którym mieszkałem przez trzy lata, nazywany jest dystryktem koreańskim bo tam właśnie mieszkają koreańscy inwestorzy z rodzinami
Lot potrwał pięć godzin. Perfekcyjny serwis na pokładzie samolotu. Ponownie gorący posiłek, napoje itd.
Wylądowaliśmy w Sajgonie o 21:30 czyli o czasie.
I tu kolejne zaskoczenie. Procedura wjazdowa do Wietnamu.
Po całej,w tym momencie już prawie 29 godzinnej podróży, zmęczony, widzę oczami wyobraźni grupę 200 pasażerów samolotu, którzy za chwilę wylęgną na lotnisko i tam się dopiero będzie działo.
A tu pozytywne zaskoczenie.
Lotnisko jest dobrze przygotowane na taką okoliczność.
Ustawiono nas w dwóch kolejkach. Sprawdzano dokumenty, przede wszystkim deklarację zdrowotną jaką należy wykonać on-line przed wjazdem do Wietnamu. Podałem aktualny stan zdrowia pod kątem objawów covid, załadowałem PDF z wynikiem testu PCR i podałem adres kwarantanny. Po jej wypełnieniu otrzymałem QR kod.
Kod ten na lotnisku skanują i od razu drukują dokument potwierdzający przylot do Wietnamu.
Dokument ten jest następnie stemplowany sukcesywnie po każdym kroku procedury wjazdowej. Po pierwsze sprawdzenie negatywnego testu PCR, dalej sprawdzenie certyfikatu zaszczepienia i po przejściu tych dwóch kroków, przechodzi się na szybkie testowanie antygenowe. W Wietnamie przyjęli prostą metodę. Używają testy antygenowe aby skanować wjeżdżających w celu wyłapania zakażenia. 15 min czekania w strefie wyizolowanej na wynik testu i jeśli negatywny - kolejna pieczątka na dokument wjazdowy i można udać się do kontroli paszportowej i po bagaż.
To dla posiadaczy karty rezydenta. Jeśli jesteś przylatującym biznesmenem, ekspertem itd. to czeka cię jeszcze kolejka po wizę.
Bagaże doleciały i czekały już na odbiór. Przy okazji okazało się jak moje walizki zostały przekierowane do Sajgonu. Ktoś w Paryżu odszukał je i okleił jaskrawo żółtymi karteczkami z numerem biletu i portem docelowym.
Trzy dniową kwarantannę zakończyłem kolejnym testem PCR czwartego dnia rano.
Jestem wolny - idealnie, w wigilię Lunarnego Nowego Roku.
Jak widzicie cała moja podróż Azja - Europa - Azja do łatwych nie należała.
Wiele obostrzeń, brak połączeń, ciągłe testowanie, przebywanie po kilkanaście godzin w maseczce itd. itd.
Niemniej jeżeli faktycznie ktoś musi podróżować, to jest oczywiście do zrobienia.
Trzeba tylko na siebie podczas tych podróży uważać żeby nie skończyło się to jak moja zeszłoroczna podróż, wizytą w szpitalu polowym na 14-dniowej izolacji po złapaniu wirusa gdzieś w trakcie podróży.
To tyle o mojej podróży okrężnej pomiędzy kontynentami.
Mam nadzieję, że część tych informacji będzie dla was przydatna.
Życzę sobie i Wam, aby zgodnie z obietnicą rządu, Wietnam otworzył granice dla turystyki w okolicy maja.
Nie ma jeszcze konkretów na temat procedury wizowej ale jest wola przyjęcia turystów w maju 2022. Zobaczymy.
Tak czy inaczej, za oknem piękne słońce, na zewnątrz 30° C, wkroczyliśmy w rok tygrysa.
Wietnam świętował 5 dni. Wszystko pozamykane, mieszkańcy pojechać w odwiedziny do rodzinnych miejscowości więc udaję się na basen a następnie na odpoczynek.
Trzymajcie się ciepło i poręczy!
Kolejne artykuły będą ukazywały się już zgodnie z poprzednim harmonogramem.
Co tydzień coś nowego z Azji…
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com