Dzień dobry, ale czas szybko płynie. Spotykamy się na sześć dni przed księżycowym nowym rokiem, który zawładnie Azją za tydzień.
Księżyc powoli zbliża się do fazy nowiu i w przyszłym tygodniu, w nocy z 11. na 12. lutego, świętować będziemy Lunarny Nowy Rok 2021, rok Bawoła.
Dokładnie tydzień przed nowiem, w ostatni czwartek, mieliśmy Dzień Ducha Kuchni, Tao Quan, który musi udać się do niebios aby zreferować jak minął poprzedni rok. Aby ułatwić mu zadanie, mieszkańcy Azji muszą przygotować 3 złote ryby czyli popularne lokalne karpie, aby umożliwić temu duchowi spokojną drogę do nieba. Ja przygotowałem trzy… słoiki ogórków małosolnych i mam nadzieję, że Tao Quan był zadowolony. Liczę, że przychylnie zaraportował mój rok w Azji.
Jak powiedziałem “czas płynie”. Pozwólcie, że zostaniemy na chwilę w stolicy Delty Mekongu Can Tho. Zaproszam was dzisiaj na Cai Rang - “targ na wodzie”.
Przeglądając blogi podróżnicze na pewno nie raz zobaczyliście relacje, zdjęcia lub filmy z targowisk na wodzie. To bardzo popularne w krajach Azji miejsce do robienia interesów.
Mnie również zainteresowało jak to wygląda od kuchni i będąc w delcie Mekongu, postanowiłem sprawdzić to osobiście.
Targowisko na wodzie - Cai Rang, jedna z atrakcji w stolicy Delty Mekongu Can Tho, wymaga od nas nieco dyscypliny. Aby zobaczyć i doświadczyć uroku tego miejsca, należy udać się tam łódką o świcie.
Można wybrać dwa sposoby. Pierwszy to rezerwacja średniej wielkości łodzi, którą popłyniemy prosto z centrum Can Tho. Drugi, to podjechać taksówką do miejsca w którym rozpoczyna się targ i na miejscu skorzystać z oferty któregoś z mieszkańców, i dopłynąć do widocznego z brzegu targu małą łódką.
Ponieważ chciałem ten dzień wykorzystać w całości, wybrałem średniej wielkości łódź, którą indywidualnie popłynąłem do Cai Rang aby później, po 10. przed południem, udać się jeszcze na zwiedzanie kanałów oraz by odwiedzić fabrykę makaronu ryżowego, o której dowiecie się z osobnego artykułu.
Pobudka o 4 rano. O 5. łódź już czekała na nabrzeżu. Sama podróż do targu na wodzie zajmuje około 30 minut z centrum Can Tho. Będziecie płynęli w towarzystwie wielu łodzi, jako że jest to jedna z najliczniej odwiedzanych atrakcji tego miasta. Fale i kołysanie łodzią w cenie :).
Zbliżając się do targu, zobaczycie most na rzece o tej samej nazwie jak miasto, Can Tho River, który powita was olbrzymim napisem - “Witamy w Cai Rang”. To znak, że właśnie wpływamy na teren “pływającego rynku”.
Mijamy most i oto jesteśmy. Od razu rzucają się w oczy duże łodzie pełne towaru. Pomiędzy nimi małe łódeczki pływające jak mrówki. Jest ich naprawdę dużo. Te kilkadziesiąt potężnych, dużych łodzi podobnych do średniowiecznych galeonów i dziesiątki małych łódeczek robi wrażenie.
Duże łodzie, zakotwiczone w głównym nurcie rzeki, czekają na klientów. Delta Mekongu, o czym już pisałem w artykule o Delcie 9. Smoków, jest spichlerzem Wietnamu. To już wiemy. To co obserwujemy tutaj, to forma, w jakiej rolnicy produkujący żywność w Delcie, dystrybuują swoje płody rolne w głąb lądu i do dalszych rejonów kraju. Świetnie rozwinięta i utrzymana sieć kanałów, rzek i dopływów jest bardzo gęsta w tej części Wietnamu. Sprzyja to łatwemu transportowi płodów z pól lub sadów na ogólnodostępny rynek.
Bardzo mnie zaciekawiło jak rozpoznać co oferuje konkretna łódź, można powiedzieć konkretny “stragan na wodzie”.
Szybko zauważyłem, że każda z tych łodzi mam wysoki maszt, na którym wiszą towary, jakimi dana łódź handluje. Super rozwiązanie. Płynąc pomiędzy łodziami, z daleka można zobaczyć ofertę. Czy są to arbuzy, czy ananasy. Czy ziemniaki, cebula lub kapusta. A może “smocze owoce” i ananasy.
Ten swoisty sposób reklamy towaru na tyczkach przytwierdzonych do burty jest naprawdę fantastyczny. Nie dość, że widocznie z daleka, to jeszcze można porównać towar pomiędzy dwoma, trzema łodziami i od razu wiadomo kto oferuje większe arbuzy, bardziej żółte ananasy, albo lepszej jakości cebulę na przykład.
Przyznać muszę, że to bardzo pomysłowa forma reklamy towaru znajdującego się na łodzi.
Każda z nich to osobny stragan. Obsługuje go najczęściej cała rodzina. Mężczyźni pakują na mniejsze łodzie zakupiony towar, kobiety dbają o rozliczenie a dzieci pomagają rodzicom w obu tych czynnościach.
Ruch na wodzie spotęgowany jest nie tylko faktem, że już od 4. rano przypływają po zaopatrzenie łodzie z okolicznych miejscowości i wiosek, ale także tym, że mnóstwo turystów chce na żywo zobaczyć jak taki rynek funkcjonuje. W sumie jestem jednym z nich więc też przyczyniam się do tłoku na wodzie.
Ruch ten ma też swoje implikacje jeśli chodzi o jego obsługę.
To, jak Wietnamczycy potrafią wykorzystywać okazje do zarobienia pieniędzy, jest niesamowite.
Handel na wodzie, dziesiątki żeby nie powiedzieć że setki średnich i małych łodzi, włączając te z turystami, to setki ludzi którym chce się jeść i pić.
Potrzebny jest zatem Serwis Gastronomiczny.
To kolejna niespodzianka.
Tak duże skupisko ludzi, powoduje że rozkwita tutaj gastronomia na wodzie.
Niesamowite jest to, jak pośród tych wszystkich wielkich i małych łódek, funkcjonują bary, kafejki i restauracje.
Serwują zupy, dania z ryżu, kurczaki albo wieprzowinę. To także kafejki na wodzie, które podpływają i serwują wszystkie rodzaje kawy, herbat oraz napoje i wodę.
Ja osobiście zamówiłem sobie zupę Hu Tieu, z makaronem ryżowym, lokalne Banh Mi a następnie uraczyłem się kawą z mlekiem zagęszczonym na słodko. Pychota, szczególnie na wodzie.W pewnym sensie turyści odwiedzają to miejsce właśnie dla tych atrakcji. Przecież nikt z nas nie kupi 300 kg cebuli. Nie mniej klimat takiego miejsca, zjedzenie lokalnego śniadania i wypicie porannej kawy na łódce, pośród dziesiątków innych łodzi, jest doświadczeniem niebywałym.
Czy ciekawi was jak sprzedawcy radzą sobie z rozliczeniem rachunku za posiłek lub kawę?
Stosują bardzo sprytne i naprawdę proste rozwiązanie.
Każda osoba która zamawia posiłek lub napój dopływa wszak łodzią…
Obsługa baru lub kafejki przywiązuje po prostu daną łódź do swojej i dopóki rachunek jest niezapłacony, łódki są powiązane ze sobą. Dopiero w momencie kiedy osoby serwujące posiłki i napoje otrzymają zapłatę, zwalniają cumy. W ten, prosty sposób, porządek jest zachowany a zamówienie uczciwie zapłacone.
Proste i skuteczne rozwiązanie. Klient nasz pan! O ile zapłaci…
Takie wspólne biesiadowanie i picie kawy w gronie kilkunastu małych łódek i kilkunastu lub kilkudziesięciu osób, to naprawdę wspaniałe przeżycie.
Rzeka tymczasem nadal płynie wartkim nurtem wokół nas, handel kwitnie na całego a tony produktów zmieniają właściciela i są przeładowywane z dużych łodzi na małe.
Niedługo wyruszą w krótszą albo dłuższą podróż do swoich miasteczek i wsi, dostarczając na lokalne rynki świeżutkie owoce i płody rolne z Delty Mekongu.
Handel kwitnie do 09:30 rano. Wszystkie ceny są negocjowalne a wszystko zależy od jakości artykułów i ilości zakupionych produktów. Niesie się więc po wodzie echo negocjacji, które Wietnamczycy prowadzą między sobą. A że język jest tonalny i donośny, to mamy kakofonię dźwięków. Pomruki silników łodzi motorowych mieszają się z ożywionymi negocjacjami i odgłosem ładowania towaru na mniejsze łódki.
Około 10. dla sprzedających nadchodzi chwila wytchnienia. Pokłady ładunkowe stają się niemal puste, towary zostały przeładowane na małe łódki a transakcje zakończone zapłatą.
Czas więc na posiłek i na chwilę odpoczynku.
To również ten moment, kiedy właściciele dużych łodzi chętnie zapraszają turystów do siebie, na pokład.
Można więc wejść na łódź, usiąść na górnym pokładzie gdzie z reguły składowany jest cały towar. Bez problemu da się obejrzeć wnętrze łodzi, gdzie składuje się większe zapasy i gdzie mieszkają właściciele.
Po porannym handlu, z reguły bardzo niewielka ilość artykułów zostaje na łodzi.
Akurat tyle żeby sprzedać je turystom i jednocześnie mieć chwilę na rozmowy pomiędzy właścicielem a gościem.
Można więc odwiedzić łódź, zjeść przygotowane przez właściciela owoce oraz kupić niewielkie ilości na własne spożycie. Jest to ta chwila, kiedy handlowcy powoli szykują się na odpoczynek po całonocnej pracy, a turyści mają frajdę.
Jest to też pewien sposób na dodatkowy zarobek. Każdy z turystów chętnie skosztuje świeżych owoców, posłucha opowieści i … zostawi kilkaset tysięcy dongów. Właściciel ma, można powiedzieć, formę premii za to, że spędził całą noc na wodzie przygotowując towar do sprzedaży, jednocześnie będąc otwartym na przyjęcie gości na swoim pokładzie.
To był mój pierwszy “targ na wodzie” który odwiedziłem. Muszę powiedzieć, że robi wrażenie.
Ilość łodzi, ilość towaru, forma w jakiej następuje transakcja, przeładunek tych towarów z dużych łodzi na małe łódki naprawdę imponuje.
Co więcej, obok targu znajduje się stacja benzynowa. Na barce, więc też pływająca.
Te wszystkie małe łódki, które tu przypłynęły a teraz szykują się do powrotu do miasta, zatrzymują się na chwilę przy stacji benzynowej aby zatankować paliwo do łódki. Naprawdę super sprawa.
Będąc już na targu, zostańcie chwilę dłużej. Wynajmując łódkę powiedzcie, że chcielibyście jeszcze popływać po bocznych kanałach. Będzie to idealna okazja aby odwiedzić fabrykę cukierków kokosowych czy fabrykę makaronu ryżowego. Cena? wynajęcie łodzi na 5 godzin to zwykle 300 tysięcy dongów plus napiwek 100 tysięcy. Całość 75 PLN. (17,5 USD).
Obie są nieopodal i wymagają około 15 minut wpłynięcia w boczny kanał rzeki Can Tho.
Miejsca warte odwiedzenia. Poświęcę im osobny artykuł.
Pozwólcie więc, że tylko wspomnę tutaj iż jest taka szansa, abyście mogli dokonać właściwej rezerwacji.
Rekomenduję popływać trochę po kanałach w okolicy targu. Można zobaczyć lokalny styl życia i nacieszyć się widokiem drzew kokosa wodnego.
Po tak wspaniale spędzonym przedpołudniu i około 4 godzinach krążenia łodzią po targu oraz okolicznych kanałach, wracam do centrum Can Tho.
Cai Rang - targowisko na rzece, ludzie żyjący na łodziach, wartki nurt wód rzeki Can Tho, pływające restauracje i kafejki, wszystko to potwierdza słowa Heraklita, że wszystko płynie - Panta Rhei.
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com