Ilekroć słyszałem o wyprawach do Azji zazwyczaj wszystkie opowieści kończyły się konkluzją, że Azja to najlepsze miejsce aby zjeść owoce morza. Raz bo świeże, dwa bo taka jest kultura w Azji, trzy bo jest to coś na tyle egzotycznego że warto spróbować.
Zatem nie zdziwi was fakt, że jak tylko przybyłem do Azji to oczywiście pierwsze co, to zacząłem szukać gdzie i co zjeść w Azji, żeby się delektować jak najlepszym ich smakiem.
Nie ukrywam że możliwość przybycia do Azji, do Chin i konkretnie do Qingdao było chyba najlepszą drogą do poznania co to znaczy dobre owoce morza.
To, podobnie jak w Polsce, kiedy mówimy - ok, jeśli chcesz spróbować kołacza to musisz pojechać na Podlasie, jak chcesz zjeść dobrą rybę to wybrzeże zachodniopomorskie albo środkowopomorskie, albo Mierzeja Wiślana.
W Chinach zaś, jeśli chcecie skosztować dobrych owoców morza, to właśnie Qingdao jest najlepszym miejscem żeby to zrobić. To taki Sopot dla chińczyków.
Jak już wspominałem, Qingdao leży nad Morzem Żółtym, w północnej części wschodniego wybrzeża Chin. Jest to nie tylko jeden z największych portów w tej części świata, ale i olbrzymia baza rybacka.
Chciałbym podkreślić fakt, że taka baza i intensywna eksploatacja okolicznych łowisk, prowadzi wprost do przełowienia Morza Żółtego a w konsekwencji także Morza Południowochińskiego. Nie jest więc to kierunek który fachowcy polecają, nie mniej faktycznie w okolicy Qingdao woda w Morzu Żółtym jest rzeczywiście czysta i dostarcza niezliczonej ilości gatunków owoców morza.
Co więcej, spacerując codziennie po promenadzie wzdłuż wybrzeża, można zauważyć dziesiątki ludzi którzy w czasie odpływu po prostu zbierają małże, zbierają ostrygi, wyławiają małe kałamarnice schowane między kamieniami. Poluje się też, w pewnym sensie oczywiście, na wszelkiego rodzaju mięczaki, rozgwiazdy i kraby. Zazwyczaj z sukcesem w postaci wiadra pełnego zdobyczy. Zapowiada to dobrą kolację.
Próbowałem większości owoców morza, o czym będę jeszcze pisał, natomiast chyba najbardziej smakowitą potrawą czy też najlepszym owocem morza, jeśli tak mogę powiedzieć, jest dla mnie kałamarnica. Taka przyrządzona w kilka minut, na moich oczach.
A sposób w jaki jest ona przyrządzana w Chinach jest naprawdę fantastyczny zachęcam do obejrzenia krótkiego wideo, które pokazuje jak w kilka minut przyrządza się kałamarnice. Tak po prostu, na promenadzie, na przewoźnym grillu.
Smakuje przepysznie.
Sam połów kalmarów jest bardzo ciekawy. Małe rybackie kutry, przystosowane do połowu kalmarów, wypływają w morze zazwyczaj wczesnym wieczorem. Posiadają dziesiątki lamp sodowych, które rozkładają jak skrzydła, po obu burtach. Dzięki temu przywabiają kałamarnice w okolice kutra i wtedy następuje masowy połów.
Kałamarnice albo kalmary to głowonogi, które żyją głównie w głębinach. Dlatego właśnie, kiedy kutry rybackie wypływają na połów kalmarów, muszą je wywabić z głębin ku powierzchni. Do tego służą lampy. Taka ciekawostka - lecąc z Chin do Malezji albo Indonezji można zobaczyć setki silnych źródeł światła przez okno samolotu - to właśnie kutry łowiące kalmary. Robi wrażenie.
Kalmary mają 10 ramion, z których dwa są trochę dłuższe, wszystkie generalnie kurczliwe, mają przyssawki i chitynowe haczyki. Same są drapieżnikami morskimi. Tak wyłowione kalmary, rano dowożone są do brzegu a następnie do restauracji, barów czy też ulicznych straganów z owocami morza.
Takie świeże kałamarnice są naprawdę wspaniałe, polecam każdemu. Prosto z grila, posypane przyprawami, które są mieszanką pieprzu, papryki chilli, oregano i kolendry.
Całość jest zgrabnie obrabiana przez osobę która, grilluje te kałamarnice na patyku aby można się nią delektować bezpośrednio po przygotowaniu.
Dobrze wysmażona i dobrze przyprawiona kałamarnica jest krucha, w pewnym sensie soczysta i oczywiście dostarcza cały bukiet smaków związanych z przyprawami. Daje to naprawdę fantastyczny rezultat końcowy. Ja w każdym razie, jeżdżąc rowerem wzdłuż wybrzeża, miałem swoje ulubione miejsce a w sumie nawet dwa gdzie, w niemal każdy weekend, mogłem delektować się świeżo przyrządzoną kałamarnicą, popijając lokalnym piwem Tsingtao.
Wyprawa na prywatny połów kalmarów jest jednocześnie atrakcją turystyczną, szczególnie np. Wietnamie na Halong Bay gdzie wypływając w rejs można po prostu spróbować łowić kalmary na żyłkę z przynętą. Trzeba tylko uważać bo wyłowione kalmary po prostu wytryskują atrament i rzeczywiście, plamy są bardzo trudne do wywabienia. Ja byłem rok temu na takim rejsie a do dzisiaj mam poplamione koszulki. Próbowałem wszelkich odplamiaczy. Nic nie działa. Także uważajcie bawiąc się w łowcę kalmarów.
Przyjemność zjedzenia świeżego kalmara, przygotowanego bezpośrednio na twoich oczach przez sprzedawcę na ulicy albo na promenadzie to, w Chinach, wydatek rzędu 10-15 yuanów czyli około 5- 7 zł. Podczas pobytu w Wietnamie, w rejsach na Halong Bay, ta atrakcja wliczona jest w koszt pobytu na statku. Oczywiście są też specjalne oferty, gdzie za kilkadziesiąt złotych od osoby, można wybrać się razem z rybakami i po prostu mieć frajdę z nocnego połowu kalmarów.
Innym źródłem doznań kulinarnych związanych z jedzeniem kałamarnic jest oczywiście zakup na jednym z lokalnych targów a następnie przyrządzenie samemu na grillu elektrycznym lub na patelni.
Nie mniej, nic nie zastąpi smaku kalmara zrobionego przez fachowca na nadmorskiej promenadzie w Qingdao.
Smacznego!
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com