Czuwaj zuchy!
Spotykamy się po pierwszym długim weekendzie jaki mieliśmy w Wietnamie.
Co roku, od 30. kwietnia do 3. maja, świętujemy dzień Zjednoczenia Wietnamu i Święto Pracy, który to czas w tym roku przypadł od piątku do poniedziałku. Nadarzyła się super okazja żeby wyskoczyć z miasta gdzieś niedaleko.
Sytuacja pandemiczna w Wietnamie jest opanowana. Pojedyncze przypadki, jakie trafiają się na lotniskach, są natychmiast izolowane. Mamy więc względną swobodę w podróżowaniu po kraju.
Zastanawiacie się pewnie co robić w Wietnamie kiedy ma się do dyspozycji dwa, trzy dni i mieszka się na południu, tak jak ja, w Sajgonie.
Naturalnym wyborem staje się w tym przypadku wybrzeże, które oddalone jest około 70 km od Sajgonu i skomunikowane jest całkiem przyzwoitą siatką połączeń lądowych i wodnych.
To w zasadzie naturalny kierunek mieszkańców Sajgonu, nawet podczas krótkich weekendów. Z prostej przyczyny. Mamy bardzo dobre połączenie wodne pomiędzy Sajgonem a Vung Tau.
I właśnie ta miejscowość będzie celem mojego wypadu weekendowego, z którego podzielę się kilkoma wrażeniami.
Południe Wietnamu, poza oczywiście Delta Mekongu, oferuje również bardzo ładne plaże.
W zależności od środka transportu jaki wybierzecie, dostępności plaż jest w granicach od jednej do dwóch i pół godzin drogi z centrum Sajgonu.
Można wybrać wyspę Phu Quoc, która jest w zasięgu 45 min lotu samolotem i leży na zachodzie Półwyspu, granicząc bezpośrednio z Tajlandią. Można wybrać się samochodem do Vung Tau albo do Ho Tram, które to miejscowości oferują długie, szerokie piaszczyste plaże.
Można również dotrzeć do obu miejsc drogą wodną.
Jak dla mnie, wybór jest oczywisty. Aby uniknąć korków w drodze do oraz powrotnej z Vung Tau podróż wodolotem jest naturalnym i najpewniejszym sposobem dotarcia do plaży.
Porównałbym to do sytuacji jaka miała miejsce, i mam nadzieję że nadal ma, w połączeniu Szczecin-Świnoujście, gdzie wodolotem, w półtorej godziny można dotrzeć do najpiękniejszych piaszczystych plaż nad Bałtykiem.
Wybieram zatem podróż wodolotem, która potrwa 2,5 h i będzie prowadziła przez rzekę Sajgon później przez rzekę Long Tau a następnie przez zatokę Morza Wschodniego.
Dworzec Morski, zgodnie z polską nomenklaturą, lub po prostu terminal promowy, jak nazywamy to w języku lokalnym, leży w samym centrum do Sajgonu. Tuż obok jednego z najbardziej znanych hoteli Liberty Central River Side, nieopodal Muzeum Ho Chi Minh-a i głównej alei spacerowej wiodącej do budynku City Hall - Urzędu Miasta.
Bilety można nabyć online albo w biurze obsługi klienta położonym zaraz przy przystani.
Trasę obsługuje Greenlines DP. Firma, która ma w ofercie przewozy wodolotami do Vung Tau, z którego również można przemieścić się podobnym sposobem na wyspę Con Dao, drugą najpiękniejszą wyspę Wietnamu.
Ja polecam zakupy online. Strona jest prowadzona w języku angielskim, bilety przyjdą drogą e-mailową. Wszystko szybko i wygodnie. W razie pomyłki lub potrzeby korekty, można zadzwonić na infolinię. Chętnie pomogą zmienić termin wypłynięcia albo miejsce siedzące.
Bilet powrotny kosztuje 540 000 VND co daje cenę około 90 zł za osobę dorosłą. Przejażdżka własnym samochodem oczywiście jest tańsza. Pokrywamy koszty paliwa na odległości mniej więcej 150 km czyli jest to raptem pewnie 15-20 l paliwa, które w Wietnamie jest bardzo tanie. Kosztuje 2 zł za litr benzyny. Jednak biorąc pod uwagę korki na drodze, podróży wodolotem jest znacznie bardziej komfortowa. Unika się 5-6 godzinnych korków, szczególnie w drodze powrotnej do Sajgonu.
Jak już wspomniałem, podróż do Vung Tau zajmuje około dwie i pół godziny. Trasa prowadzi rzeką Sajgon na początku. Jest więc okazja zobaczyć miasto z wody, obserwować budujące się mosty, przepłynąć pod największy mostem drogowym w mieście, który łączy dystrykt 7 z Dystryktem 9. To także możliwość obserwacji wielu nabrzeży przeładunkowych, gdzie obsługuje się duże kontenerowce. Niedługo po opuszczeniu miasta, wpływamy na rzekę Long Tau, gdzie będziemy płynąć wzdłuż lasów namorzynowych. To kolejna okazja aby zobaczyć jak wygląda taka struktura lasu gdzie korzenie wystają z wody. Lasy te są niepodobne do tych, które widzicie na codzień w Polsce.
Mijamy dziesiątki małych kutrów rybackich, na których pracują całe rodziny. Ruch na rzece jest dość spory. To za sprawą dużych kontenerowców płynących do i wypływających z portu w Sajgonie. Do tego różnej wielkości masowce które przewożą ryż, rudy metali i wiele innych surowców sypkich.
Ciekawie wyglądają pchacze albo holowniki, które obsługują olbrzymie barki pełne żwiru, który płynie wprost do Singapuru i jest nieocenionym tutaj surowcem budowlanym.
Nie spodziewałem się, że wędrując po krajach Azji Południowo Wschodniej tak często będę widział jak wiele zależy od posiadania żwiru budowlanego. Bez niego praktycznie cały rozwój Singapuru byłby niemożliwy. Nie wiem czy wiecie, ale obecnie toczy się niejako wojna piaskowa pomiędzy Malezją i Singapurem. Malezja wstrzymuje dostawy tego, strategicznego dla rozwoju państwa-miasta, surowca. Singapur szuka więc dostawców żwiru w okolicy i taką najbliższą naturalną okolicą jest Wietnam. Kto by pomyślał, że żwir budowlany będzie tak cenny.
Podróż jest szybka przyjemna. Powiew morskiej bryzy, kołysanie fal, niezwykłe widoki za burtą. Na pokładzie promu jest również bar. Można więc kupić napoje chłodzące, lody a nawet słynne już zupki wietnamskie - Vifon.
To także okazja do zrobienia kilku ciekawych zdjęć czy krótkich klipów wideo.
Po około 2 h szybkiego rejsu mijamy Monkey Island - wyspę małp, która jest również jedną z dostępnych dla samochodów i motocykli wysp w okolicy Sajgonu. Można tu dojechać z Dystryktu 7, przeprawiając się promem na drugi brzeg rzeki. Po około 50 km docieramy na wyspę gdzie również znajdują się bardzo ładne plaże. Planuję wkrótce wyprawę w to miejsce.
Zaraz po minięciu wyspy wpływamy na zatokę Morza Wschodniego, z której roztacza się piękny widok na wzgórza okalające naszą docelową miejscowość - Vung Tau.
Dopływamy do przystani, która znajduje się w południowo-zachodniej części półwyspu, tuż przy stacji dolnej kolejki linowej Vung Tau Cable Car, łączącej plaże z jedną z miejscowych atrakcji, którą jest wodny park rozrywki położony na pobliskich wzgórzach.
W pobliżu przystani jest szeroka dostępność taksówek. Można również zamówić transport Grab-em lub skorzystać z autobusów miejskich.
Wszystko zależy od tego, gdzie zamówiliście sobie noclegi. Jeśli w części południowo-zachodniej miasta to można dojść pieszo. Jeśli w północno-wschodniej to już trzeba przemieścić się taksówką. Koszt waha się w granicach od 60 do 100 tysięcy VND za kurs.
Oferta Noclegowa w tym rejonie jest naprawdę imponująca macie hotele pięciogwiazdkowe z noclegiem na poziomie cenowym 300-500 $ za noc ale także hotele które kosztują was nie więcej niż 15 $ za nocleg.
Wszystko zależy od zasobności portfela no i oczywiście preferencji indywidualnych
Jeśli jest to wypad weekendowy to polecam jeden z naprawdę licznych hoteli prowadzonych przez lokalną społeczność.
Niemal każdy dom w okolicy plaży jest małym hotelem oferujących noclegi w pokojach dwu lub wieloosobowych. Nie są to hotele położone w pierwszej linii przy plaży. Najczęściej już w drugiej ale generalnie, cały czas w dostępie pięciominutowego spaceru z hotelu na plażę.
Jeśli bardzo lubicie plażowanie to właśnie takie miejsce będzie dla was najlepsze. Niedrogo i w zasięgu kilku minut spaceru do morza.
Jeśli lubicie pobyty w ośrodkach typowo wczasowych typu “resort”, to polecam Ho Tram.
Jest to miejsce na północ od centrum Vung Tau, które oferuje zamknięte ośrodki wczasowe z domkami typu bungalow lub w komfortowych budynkach wielopiętrowych. Od koloru do wyboru, co kto woli. Jedynym minusem tej lokalizacji jest fakt, że jest ona oddalona od miasta i jeśli lubicie wieczorne spacery od baru do baru, to będzie wam tego brakowało.
Zatem udaję się taksówką do położonego w centrum Vung Tau hotelu. Oczywiście w drugim rzędzie ulic. Niedrogo a jednocześnie blisko do plaży, restauracji i blisko również do lokalnych atrakcji.
Jeśli upał to przede wszystkim plaża i owoce morza. To dla tych ostatnich właśnie, mieszkańcy Sajgonu udają się w ten rejon.
Warto wziąć to pod uwagę szczególnie jeśli nie jesteście fanami owoców morza. Dlaczego?
Otóż większość restauracji i barów w okolicy swoje menu opiera niemal wyłącznie na owocach morza. Czasami dodają ryż do oferty w różnych konfiguracjach smakowych. A to z czosnkiem, a to z warzywami. Trudno jest spotkać restaurację, która oferuje typowe dla ludzi zachodu dania jak kurczak, wieprzowina czy wołowina. Weźcie to pod uwagę wybierając się do Vung Tau.
Natomiast jeśli jesteście miłośnikami owoców morza to to jest właśnie miejsce dla Was. Ilość dań ze ślimaków, krewetek, ryb, kałamarnic czy ośmiornic jest imponująca.
Plaże w Vung Tau są szerokie, piaszczyste, przerywane skalistymi półwyspami, które same w sobie stanowią atrakcje i warte są odwiedzenia aby np. spędzić godzinę czy dwie obserwując cudowne zachody słońca.
Woda w morzu jest bardzo ciepła, fale są wysokie i mają silne prądy wsteczne więc uważajcie kiedy będziecie kąpać się lub pływać aby nie zostać przez taką falę porwanym.
Po 19.00 plaże pustoszeją. Ratownicy opuszczają swoje miejsce a plażowicze są wzywani przez megafony do opuszczenia wody. Późnym wieczorem i nocą można sobie spacerować po plaży ale w tym układzie już na własną odpowiedzialność.
Co zatem zrobić z czasem poza plażowaniem? Niewątpliwie spacerować. Poza tym, warte odwiedzenia są cztery lotne atrakcje. To jest akurat tyle aby zająć dwa dni pobytu w Vung Tau.
Co więcej?
Oczywiście dania lokalnej kuchni, możliwe do zjedzenia lub kupienia tylko w Vung Tau - smażone racuchy Banh Khot i ciasteczka wypiekane na otwartym ogniu - Banh Bong Lan.
Ale o tym wszystkim w następnym artykule. Bądźcie czujni!
Xin cam on! Kotwicowisko - tak się tłumaczy nazwa miasta Vung Tau
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com