Czuwaj!
Majówka w pełni, co w Azji Południowo-Wschodniej przejawia się wzmożonymi opadami. Na szczęście to zwykle godzina deszczu, po którym nie ma śladu w 30 minut. A powietrze oczyszczone i rześkie.
Nie stanowi to więc przeszkody aby kontynuować zwiedzanie Vung Tau. Zgodnie z obietnicą z poprzedniego tygodnia, dzisiaj 4 atrakcje i kulinarne doświadczenia.
Zaczynamy.
Pierwsza atrakcja to wzgórze z figurą Jezusa, na które prowadzą kamienne schody. Statua ma 35 m wysokości, jej ramiona rozpostarte są na 17 metrów a samo wzgórze ma 170 m wysokości. Aby móc podziwiać przepiękną panoramę miasta, która ukazuje się tuż po wejściu na szczyt wzgórza, trzeba pokonać 850 schodów a dla chętnych wejścia na szczyt figury, kolejne 150. Razem 1000. Przy 34 stopniach Celsjusza jest co robić.
Na szczęście zarówno po drodze jak i na samym wzgórzu są małe kawiarenki, w których można spokojnie wypić wodę lub inne napoje chłodzące oraz odpocząć trochę po wspinaczce.
Statua została ufundowana przez lokalną społeczność chrześcijańską i jest czynnym miejscem kultu religijnego. Figura Jezusa jest widoczna z wielu miejsc w mieście i z morza. W nocy, ładnie oświetlona, stanowi doskonały punkt orientacyjny. Z racji położenia na wzgórzu stanowi dobry punkt widokowy więc polecam. Jeśli za punkt odniesienia przyjmiemy plac z flagami, stanowiący centralny punkt promenady, to spacer do wejścia na wzgórze nie zajmie wam więcej niż 15 minut. Podążajcie za słońcem a na pewno traficie.
Drugą atrakcją, która według mojego uznania warta jest odwiedzenia, jest lokalna latarnia morska.
Położona na przeciwległym do figury Jezusa wzgórzu, bardziej na północny zachód, przyciąga mieszkańców dolin swym smukłym, białym kształtem.
To najbardziej wysunięta na zachód atrakcja Vung Tau do której można dostać się taksówką, skuterem lub na piechotę. Niemniej, wspinaczka na 180 m krętą uliczką jest nieco wymagająca. Weźcie to pod uwagę. Sam pobyt na górze należy do przyjemności. Morska bryza, piękne widoki i bary, gdzie można odpocząć.
Latarnia ta należy do systemu latarni morskich wybrzeża Wietnamu. Jest nadal czynna ale do samej latarni wejść nie można. Wzgórze to, podobnie jak poprzednie, oferuje piękne widoki na okolice. Na morze i na miasto. Chwile spędzone na górze to czas na odpoczynek. Można napić się jednego ze świeżo wyciśniętych soków, na przykład z pomarańczy oraz koniecznie spróbować soku z trzciny cukrowej zmieszanego z owocem marakui. Poza tym, jest tu okazja do zrobienia kilku ciekawych ujęć panoramicznych.
Trzecią trakcją, która jest warta odwiedzenia to tzw. Biały Dom - była rezydencja francuskich kolonizatorów. Jest to muzeum historyczne, w którym można obejrzeć np. armaty z czasów wojny przeciwko francuskim najeźdźcom o panowanie nad tym terenem i zapoznać się z historią tych walk.
Pierwsze wzmianki o zasiedleniu tego półwyspu sięgają szesnastego wieku, gdzie mówi się o tym, iż okoliczne wzgórza został opanowane przez piratów malezyjskich, którzy stanowili zagrożenie dla przepływających przez tą część Morza Południowego Wietnamu, statków. Sama nazwa Vung Tau tłumaczy się na “kotwicowisko”. Co prawda piratów malezyjskich pogoniono z tego rejonu przy znacznym udziale armii francuskiej, z drugiej jednak strony, Francuzi opanowali ten teren na długie lata. Używali swojej bazy w Vung Tau jako punkt wypadowy w głąb Wietnamu, w czasach kiedy był on kolonią francuską.
To właśnie odwiedzany Biały Dom był siedzibą gubernatora prowincji a jednocześnie centrum dowodzenia armią.
Czwartą atrakcją którą polecam to wizyty w świątyniach buddyjskich. Dwie z nich są bardzo interesujące. Jedna, Pho Da Quan Am Bo Tat Tu, położna tuż przy brzegu morza. Na jej terenie można np. wykupić wolność ptaszkom w cenie 10 000 VND za jednego. Warto również zobaczyć 40 metrową figurę Guan Yin. Druga, Chua Ba wraz z Mieu Hon Ba, położona jest na małej wysepce na przeciwko plaży i wzgórza z figurą Jezusa. Wejście do niej możliwe jest poprzez płyciznę i tylko podczas odpływu. Wysepka ta nie ma połączenia z lądem a innej drogi do niej nie ma. Przy okazji możecie złapać trochę krabów, ostryg i morskich ślimaków. Wszak Vung Tau to raj dla smakoszy owoców morza.
Przy okazji, spacerując z centrum miasta do figury Jezusa, miniecie po prawej stronie park, w którym aktualnie znajduje się wystawa emotikonek znanych wam z klawiatur waszych smartfonów. Ciekawa sprawa warta kilku zdjęć i chwili uśmiechu na twarzy kiedy widzisz jak dziesiątki ludzi robi sobie fotki z emotikonami.
Vung Tau to nadal największy i najbardziej prężny ośrodek przerobu ropy naftowej w Wietnamie. Jest to ważna część biznesu, która dostarcza wpływów do kasy miasta, stanowiąc jednocześnie istotną pozycję w budżecie Wietnamu. Spacerując po promenadzie widzieć będziecie wiele statków wpływających do portu. Poza wielkimi kontenerowcami, będą to również tankowce transportujące wydobytą ropę naftową.
O proszę i już wieczór się zrobił.
Wieczory to oczywiście czas kolacji. A jak kolacja w Vung Tau to koniecznie owoce morza.
Ostrygi, kałamarnice, ślimaki i niezliczona ilość gatunków ryb. Uczta dla smakoszy.
Każdy znajdzie coś dla siebie i to w dowolnym miejscu miasta. Nie będę się rozpisywał.
Będąc w Vung Tau nie sposób nie zasmakować wszelkiej maści owoców morza. Każda ulica, każdy plac to dziesiątki dużych i małych barów oraz restauracji. Wybierajcie. Bon appetite!
Ale owoce morza to nie jedyna atrakcja kulinarna Vung Tau.
Podczas lunchu koniecznie musicie spróbować dwóch produktów, które znane są w całym Wietnamie i są ikoną Vung Tau jako miasta.
Pierwsza z tych potraw, Banh Khot, to racuchy smażone na głębokim oleju z dodatkiem mieszanki przypraw oraz, w zależności od wersji, krewetek lub kałamarnic.
Podawane są z warzywami takimi jak kapusta, liście pokrzywy i liście mięty. Racucha zawija się w duże liście kapusty dodając pozostałe warzywa a dodatkiem do tego jest sałatka z zielonej papaji oraz sok z trzciny cukrowej. Pychota.
Restauracje, które serwują te racuchy wytwarzają je od lat w ten sam sposób. Proces jest niezwykle widowiskowy - możecie zobaczyć to na załączonych filmach.
Polecam z całego serca. Smakują wybornie i są rewelacyjnym daniem jeśli idzie o czas lunchu.
Macie zdolności kulinarne i ochotę na Banh Khot?
Oto przepis (ilość “imprezowa):
Do zrobienia ciasta potrzeba:
Robimy!
Smacznego!
Drugą ikoną Vung Tau są biszkoptowe ciasteczka nadziewane serem solonym, żółtkiem albo dżemem. Wyjątkowością tych ciasteczek jest fakt, że są przygotowane na otwartym ogniu.
Będąc w ciastkarni możecie zaobserwować przez szybę jak są one produkowane.
Sprzedawane są w olbrzymich ilościach, w ikonicznych żółtych pudełkach i stanowią jeden z tak zwanych “prezentów z pobytu” w Vung Tau.
Jak dla mnie przypominają trochę gofry. Poza tym rzeczywiście smakują bardzo dobrze. I ja poddałem się szałowi zakupów i nabyłem osiem pudełek.
Biznes ten jest wyłączną własnością jednej rodziny, która kultywuje tradycje wypieku tych ciasteczek od 1978 r.
Najedzony, zaopatrzony w ciasteczka, zadowolony z pobytu, nieco spalony słońcem wracam do Sajgonu. Ponownie drogą wodną czyli wodolotem.
Wypad do Vung Tau to naprawdę ciekawa odskocznia od dnia codziennego. To chwila na relaks, na zjedzenie wybornym owoców morza ,na spacer po plaży, na odwiedziny w kilku ciekawych miejscach . Przy okazji można poznać nieco historią tego rejonu.
W czasach przed pandemią wszystkie ulice w okolicy plaż a szczególnie ta, która wiedzie wzdłuż całego Wybrzeża pełne były głośnych barów, dyskotek i klubów karaoke. Młodzież z bogatych, sajgońskich domów, wpadała do Vung Tau na jedną czy dwie noce żeby trochę poszaleć. Trochę jak słynne “młode wilki” w Szczecinie. Dzisiaj większość tych miejsc jest pozamykana ale nadal ochłodzenie się wybornym lokalnym piwem czy zjedzenie super kałamarnicy albo ryby połączone z wieczornym spacerem po plaży stanowi magnes, który przyciąga mieszkańców Sajgonu w każdy weekend.
Jeśli będziecie już mogli podróżować i wybieracie się do Wietnamu, do Sajgonu, to zachęcam aby podczas pobytu w mieście zarezerwować sobie dwa dni i po prostu wyskoczyć wodolotem na plażę. Odpocząć od skwaru miasta a przy okazji odwiedzić opisane powyżej atrakcje.
Czas podnieść kotwicę i wracać do Sajgonu.
Ahoj! Do zobaczenia “kotwicowisko”…
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com
Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com