1. pl
  2. en
#blog, #travel, #asia, #inspiration, #blogger  #youtube, #india, #sikhs, #dehli, #shanghai #qingdao, #manila, #palawan, #kualalumpur, #jakarta, #shenzhen ,#tokyo, #osaka, #bandung ,#java, #malaka, #singapore, #engineer, #vulcano, #jungle, #palm, #tropics, #beach, #ocean, #saigon, #mekong, #delta, #traveling, #shinkasen, #arek, #poland, #gaytagay, #manilabay, #springrolls, #pho, #banhmi, #ramen, #sushi
10 lipca 2021

Indie - okrakiem przez subkontynent

Czuwaj!

Sobota, 10. lipca, w kalendarzu księżycowym 1. czerwca a ostatniej nocy księżyc był w nowiu. 

Zaczynamy nowy miesiąc w Azji. 

Również dzisiaj mija pierwsza rocznica powstania Radia Nowy Świat, któremu mam zaszczyt patronować. Wszystkiego najlepszego!

 

Dawno nie zaglądaliśmy na subkontynent indyjski…

Postanowiłem więc podzielić się z wami moimi obserwacjami z podróży do Indii. 

Biorąc pod uwagę moje dotychczasowe doświadczenia z pobytu w Azji, była to także najbardziej egzotyczna podróż.

Mieliście już okazję zapoznać się z dwoma artykułami z tej wyprawy. Jeden dotyczył podróży koleją z Delhi do Ludhiany. W drugim poruszyłem temat świętych krów. Zapraszam do lektury, o ile jeszcze nie mieliście okazji. 

W tym artykule chciałbym podsumować tygodniową wyprawę, dzieląc się ogólnymi spostrzeżeniami.

Już na samą myśl, że w planie miałem wizytę na północy Indii, w stanie Punjab u podnóża Himalajów, przelot do centrum, do Bangalore, dalej do Rajahmundry i przejazd samochodem do Kakinady na południu subkontynentu, serce zaczynało szybciej pompować krew. 

W sumie, jak na tygodniowy pobyt, to faktycznie udało się doświadczyć wielu ciekawych sytuacji oraz sprawdzić jak podróżuje się po Indiach dwudziestego pierwszego wieku.

Tak w skrócie: sprawdziłem jak działa i funkcjonuje sieć lotnisk w Indiach, miałem okazję doświadczyć podróży kolejami indyjskimi. Do tego spędziłem ponad 5 godzin w podróży samochodem do wybrzeża Oceanu Indyjskiego. W końcu odbyłem kilka spacerów po ulicach Ludhiany i Kakinady. Przyznacie, że to całkiem sporo. 

Ta podróż uzmysłowiła mi również jedną wspólną cechę krajów Azji, która pozwala w swoisty sposób zorientować się gdzie aktualnie się znajdujemy.

Idzie mi o unikalny zapach jaki można rozpoznać będąc w konkretnym kraju. 

Faktem jest, że podróżując po Azji, da się rozpoznać miejsce pobytu (o ile bywa się tam dość często) poprzez zapach powietrza jaki wyczujemy po wyjściu z samolotu. Choć to przychodzi z czasem i ilością odbytych podróży. W każdym razie, potrafię wyczuć, w jakim kraju wylądowałem. 

W Indiach zapach powietrza jest bardzo specyficzny.

To mieszanka przypraw, kurkumy i curry oraz kwiatów i smogu. Generalnie nie ma obiekcji co do tego gdzie się wylądowało.

Co ciekawe, lądując w Delhi, podróżując do Ludhiany a następnie do Kakinady, wszędzie było bardzo podobnie, z różną intensywnością tych 3 frakcji.

Bez znaczenia czy byłem na północy Indii, blisko Himalajów czy też na południu, na wybrzeżu Oceanu Indyjskiego, ten specyficzny zapach był wyczuwalny dla mnie i towarzyszył mi przez cały pobyt w Indiach.

Oprócz zapachu doświadczyłem również niezwykłych widoków i ciekawych obserwacji.

Ale po kolei.

 

 

Barwny świat ...

Będąc w Ludhianie, w stanie Punjab, spotykam indyjskich Sikhów, dla których charakterystycznym elementem ubioru jest kolorowy, oryginalny w kształcie turban - pagri. 

Kolory są bardzo różne i zależą od sytuacji. Choć na przykład biały, symbol pokoju, noszony jest głównie przez starszych Sikhów. Różowy, symbol wiosny, noszony jest w czasie tej pory roku ale także podczas ślubu i wesela. Pagri jest ręcznie zawijany z pasa tkaniny o długości 5 metrów.  Tradycja głosi, że aby uhonorować swojego gościa, należy podarować mu jeden taki turban. Obecnie turbany są wstępnie zawijane i wkładane na głowę podobnie jak kapelusz. Robi to wrażenie, kiedy spotykasz na ulicy dziesiątki mężczyzn którzy noszą turbany we wszystkich niemal kolorach. 

Kolejny, powszechnie widoczny element lokalnej kultury to sari. Kobiecy strój, w niemal wszystkich, do tego bardzo intensywnych kolorach, jakim owijają się kobiety. Kontrast pomiędzy sari, turbanami a szarością ulic zdumiewa. To jak kwiaty na pustyni. Widoczne z daleka, ubarwiające nudną przestrzeń.

Ulice indyjskich miast urzekły mnie właśnie swoim kolorytem.

 

 

Ach ci kierowcy...

Spacerując po ulicach Ludhiany czy Kakinady, zauważyłem mnóstwo rowerów i trójkołowców, wymieszanych z samochodami osobowymi, dostawczymi oraz olbrzymimi ciężarówkami, które udekorowane w niesamowity sposób, z użyciem głośnych klaksonów, przedzierały się przez zakorkowane skrzyżowania. 

Niestety, ulice  jakościowo odstają bardzo mocno tych, które możemy spotkać np. w Chinach czy w Azji Południowo-wschodniej.  Nie wspominając już o Japonii. Dziury, brak oznakowania i słabej jakości nawierzchnia powodują, że nie można mówić o komforcie jazdy samochodem w Indiach. I dotyczy to także dróg o klasie autostrad…

To czy są jakieś reguły na drogach w Indiach budzi moją wątpliwość.  Na pewno są jakieś przepisy drogowe. Jeśli zaś idzie o ich stosowanie i egzekwowanie to chyba nie do końca jest wszystko w porządku. W każdym razie ruch odbywał się na zasadzie “kto pierwszy ten lepszy”. Bez ładu i składu. Kto ma większy samochód i silniejszy silni, ten korzysta z prawa pierwszeństwa. Nie raz, podczas moich 5 h podróży z lotniska w Rajahmundry do Kakinady, dostałem “gęsiej skórki”. 

Kierowca firmy taksówkarskiej, który był przez nas wynajęty, nie grzeszył umiejętnościami. Kluczył od lewej do prawej omijając dziury na drodze. Wyprzedzał po prawej stronie wolniejsze auta.  Miejscami, manewry na wąskiej drodze ograniczały stada krów wędrujących poboczem. Kilkukrotnie jechaliśmy na czołowe zderzenie, którego unikaliśmy w ostatniej chwili zjeżdżając na pobocze.  Tak czy owak, podróż samochodem po Indiach jest ogromnym wyzwaniem nie tylko dla nas turystów, ale również dla lokalnych mieszkańców.

 

 

Samoloty...

Nieco w opozycji do podróżowania samochodem, jakości dróg i umiejętności kierowców pozostaje transport lotniczy. Moje doświadczenie w przelotach pomiędzy pomiędzy Ludhiana, Bangalore i Rajahmundry, było bardzo pozytywne.

Lotniska, nawet lokalne, nie odbiegały standardem od lotnisk w Indonezji, Wietnamie czy czy na Filipinach. Czysto i sprawnie. Dobrze oznakowane stanowiska odprawy lotniskowej oraz sprawna służba kontroli bezpieczeństwa sprawiły, że odprawa do lotu trwała krótko i była pozytywnym doświadczeniem. Przypomnę tylko - Indie to 1 miliard 360 milionów mieszkańców. 

Zaskoczyła mnie również jakoś samolotów, którymi miałem okazję lecieć. Korzystałem z lokalnej, niskokosztowej linii lotniczej “IndyGo”.  Naprawdę zaskoczyła mnie jakość serwisu na pokładzie. W cenie biletu, mimo że to linie niskokosztowe, był pełny posiłek. Samoloty były nowe, czyste, pięknie utrzymane a obsługa pokładowa niezwykle uprzejma. Również służby lotniskowe - dowóz autobusem z hali odlotów, serwis bagażowy, wszystko było naprawdę dobrze zorganizowane, szybkie i pozostawiające dobre wspomnienia.

 

 

Wieża Babel?

Kolejne zaskoczenie przyszło wraz z próbą rozmowy ze spotkanymi mieszkańcami Kakinady.  Mieliśmy drobne problemy z porozumieniem się w języku hindi. 

Wynika to z faktu że Indie nie mają języka narodowego. Język hindi uznany jest za wiodący a znajomość tego języka posiada podobno 74% społeczeństwa. Językiem wspomagającym jest język angielski, głównie używany jako język urzędowy. Jak widać, nie zagwarantowało to nam możliwości rozmowy z lokalnymi mieszkańcami.

Co więcej, w Konstytucji Indii wpisanych jest 22 oficjalnych języków. To dopiero wyzwanie. 

Indie podzielone są na 28 stanów i 8 terytoriów sprzymierzonych, z których każdy ma sporą autonomię. Niemal każdy z tych stanów ma swój własny język i co więcej, swój własny alfabet. Stąd nasi przewodnicy pochodzący z New Delhi, mieli drobne kłopoty aby porozumieć się z mieszkańcami południowych stanów Indii. 

Na szczęście, to język angielski przychodził nam z pomocą. Większość osób pracujących w serwisie turystycznym albo mających styczność z biznesem powszechnie zna język angielski na poziomie wystarczającym do codziennej komunikacji.

Było to dla mnie równie ciekawe co zaskakujące, że mieszkańcy Indii pochodzący z różnych, całkiem odległych od siebie stanów, porozumiewali się używając języka angielskiego.

Ot taka postkolonialna kultura.

Drugą ciekawostką, która nieco utrudnia codzienną współpracę z Indiami, przynajmniej z mojego doświadczenia, to nietypowa strefa czasowa. 

Otóż Indie są strefie czasowej której jest przesunięta w interwale 0,5 godzinnym w stosunku do pozostałych stref czasowych.

Mamy więc 2,5 h różnicy do czasu środkowoeuropejskiego czy też 2,5 h do czasu wschodnioazjatyckiego. To powoduje, że kiedy mamy pełną godzinę na świecie to w Indiach jest jej połowa. Niby niewiele i w zasadzie z codziennego punktu widzenia, kiedy po prostu ustawiamy  budzik zgodnie z czasem lokalem, to nie jest problem. 

Kiedy jednak przychodzi układać kalendarz spotkań albo kiedy chcesz skontaktować się z kimś spoza Indii, to już trzeba wziąć pod uwagę że mamy tu taką dziwną 0,5 h “dziurę”.

 

 

Kup pan cegłę...

Ulice, którymi miałem okazję jechać lub spacerować są niesamowite. 

To dziesiątki małych, często zbudowanych z bambusowych tyczek, straganów,

sklepów i targowisk sprzedających płody rolne. Stragany te mają dachy pokryte zwykle liśćmi palmy lub bananowca.

Moją ciekawość wzbudziły również budynki przy ulicach. Wyglądały na zamieszkałe.

Jednak z technicznego punktu widzenia nie były to budowle skończone. Widziałem jeszcze metalowe zbrojenia, słupki ceglane, betonowe elementy konstrukcji nośnych, które wystawały ponad poziom kondygnacji. Czasami była to druga lub nawet trzecia kondygnacja. Dla mnie taki budynek wyglądał jakby był cały czas w trakcie budowy.

I okazuje się, że nie myliłem się wiele. Otóż prawo budowlane w Indiach jest bardzo ciekawie skonstruowane i wszelkie koszty, podatki itd. opłaca się w momencie kiedy budowa zostanie zakończona a budynek zgłoszony do odbioru. Utrzymywanie budynku jako obiektu w budowie pozwala mieszkańcom na jego użytkowanie oraz oszczędności na kosztach i podatkach.

Ciekawe, powiem szczerze.

 

 

Koloryt...

Koloryt Indii mnie zauroczył.

Feeria barw sari, turbanów i piękne budowle świątyń Hindu, robią wrażenie.

Dodajmy do tego młodych, uśmiechniętych, o niezwykle bujnych włosach ludzi, którzy budują swoją przyszłość opierając się na dobrej edukacji i poszanowaniu tradycji. Jeśli połączymy ten widok z majestatycznie kroczącymi świętymi krowami, to można tylko stwierdzić, że Indie są krajem niesamowitym.

Krajem kontrastów i niezwykle bogatej kultury. Krajem, gdzie segregacja klasowa ma nadal swoje miejsce. Olbrzymim subkontynentem z drugą, a niedługo może i pierwszą populacją świata.

Wyszukana kuchnia, zapachy wyjątkowych przypraw i koloryt ulic - to wszystko powoduje że pragnę odwiedzić Indie po raz kolejny. Tym razem aby pobyć nieco bliżej lokalnych mieszkańców i porozmawiać o historii i kulturze z ludźmi, którzy tam żyją na codzień.

 

Muszę powiedzieć, iż stare brytyjskie stwierdzenie, że Indie to perła w koronie brytyjskiej monarchii, miało swoje uzasadnienie. Przynajmniej w moich oczach...

 

 

Artykuły z tej kategorii

  1. pl
  2. en

Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com 

Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com

Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com