1. pl
  2. en
#blog, #asia, #areka, #vietnam, #arekalotapl, #travelblog, #travels, #guide, #trip, #china, #philippines, #food, #culture, #adventure, #flight, #malaysia, #indonesia, #india, #japan, #realtrips, #interesting, #unusual, #articles, #places #travelAsia ,#discoverasia, #inspiration, #blogger   #youtube, #shanghai #qingdao, #manila, #palawan, #kualalumpur, #jakarta, #shenzhen ,#tokyo, #osaka, #bandung ,#java, #malaka, #singapore, #engineer, #vulcano, #jungle, #palm, #tropics, #beach, #ocean, #saigon, #mekong, #delta, #traveling, #shinkasen, #arek, #poland, #gaytagay, #manilabay, #springrolls, #pho, #banhmi, #ramen, #sushi

Europa zmienia czas na zimowy a my, mieszkający w Azji Południowo Wschodniej, zmieniamy porę roku. Z deszczowej na suchą. Choć lato, w naszym pojęciu, trwa tu cały rok to jednak pory roku zmieniają się co sześć miesięcy. Co prawda jedyną różnicą pomiędzy porą suchą a deszczową jest to, że temperatury oscylują w przedziale do 30° i codziennie pada deszcz albo powyżej 30°C  i jest gorąco oraz sucho, to jest to jednak zauważalna zmiana.

Ogromnym pragnieniem mieszkańców tutejszych metropolii jest znalezienie wytchnienia w nieco chłodniejszym środowisku. Naturalnym środowisku. 

Tak zrodziła się moda na wypady za miasto, szczególnie jeśli w okolicach są wzgórza lub góry.  W tej części świata, jedynie wyniesienie terenu ponad 500 m.n.p.m. daje szansę na spadek temperatury do 21 stopni Celsiusa.

Praktycznie w każdym państwie jest takie miejsce, do którego mieszkańcy aglomeracji chętnie wyjeżdżają. 

W Indonezji, w okolicy Dżakarty jest Bandung.  W Wietnamie, w środkowej części kraju, w okolicach Da Nang są wzgórza Bana Hill. W Malezji, w okolicach Kula Lumpur, to Genting Highlands a na Filipinach, w okolicy Manili, są wzgórza i położone na nich miasto Tagaytay.

Wszystkie one zapewniają rozrywkę, możliwość zakupów i odpoczynek od upałów. Co ważne, są dostępne w zasięgu 1,5 do 2 godzin jazdy samochodem. Lokalni mieszkańcy chętnie wyjeżdżają więc na długi weekend, na krótkie wakacje, na święta lub tak po prostu, na jeden dzień aby odpocząć od upału. O Bandung już pisałem w kontekście robienia zakupów tutaj.

Dzisiaj zapraszam was do krainy ananasów uprawianych w cieniu wulkanu. Do Tagaytay.

 

 

Tagaytay

Miasto to położone jest w odległości około 60 km na południe od Manili. Populacja liczy około 75 000 mieszkańców ale w okresach świątecznych i weekendy potrafi “wchłonąć” kolejne tysiące turystów. 

Położone jest średnio na 600 m.n.p.m., otoczone wzgórzami, wśród których znajdują się wulkan Taal oraz jezioro o tej samej nazwie. Taka konfiguracja terenu w tropikach, kiedy teren położony jest powyżej 500 m n.p.m. powoduje, że temperatury znacząco różnią się od tych na poziomie morza. W przypadku Tagaytay średnie temperatury dzienne oscylują w okolicy 21 stopni C i znakomicie poprawiają samopoczucie.

Jest to druga najbardziej popularna miejscowość turystyczna wśród mieszkańców Filipin.

To konglomerat przepięknych krajobrazowo wzgórz, wulkanu i jeziora oraz bliskość Manili sprawiają, że jej mieszkańcy masowo uciekają tu od miejskiego skwaru.

Ja miałem przyjemność odwiedzić to miasto w maju a więc w sezonie deszczowym. Było to na kilka miesięcy przed słynnym już wybuchem wulkanu Taal.

W ramach testowania wybrałem dwa, różne, środki transportu. Do Tagaytay pojechałem wynajmując Graba - 1.700 PHP (135 PLN), wracając skorzystałem z typowego rejsowego autobusu z kursem biletowanym po 200 PHP (16 PLN).  Podróż zajmuje bardzo podobną ilość czasu bez względu na środek lokomocji jaki wybieracie. Z bardzo prostej przyczyny. Drogi nie są zbyt dobrej jakości a z powodu sporego ruchu powstają korki. Polecam zatem wyjazd autobusem.

Po około półtorej godzinie wkraczacie na terytorium Tagaytay,  położonego w prowincji Cavite.

 

 

Lokalne życie

Oferta Noclegowa jest bardzo szeroka. Na Booking.com można znaleźć dziesiątki ofert pobytu w małych hotelach, prowadzonych najczęściej przez lokale rodziny, które wynajmują trzy, cztery pokoje w swoim domu.  Wszystkie oczywiście z łazienkami i najczęściej ze śniadaniem w cenie. Koszt w okolicach 30 do 50 $ za pokój za noc.

Wzgórza dostarczają różnorakich atrakcji. Jedną oczywiście z najważniejszych jest wspaniały klimat, niska temperatura oraz również relatywnie niska wilgotność.  Dzięki temu można się tutaj świetnie poczuć.

Poruszanie się po mieście jest bardzo łatwe. 

Po pierwsze dlatego, że można wynająć sobie trójkołowca, który jest bardzo tani i za kilkadziesiąt  filipińskich pesos dowiezie was w dowolne miejsce.

Po drugie, sama miejscowość nie jest duża, a wszelkie wszystkie atrakcje skupione są w okolicy jeziora i wulkanu Taal.

Ale, co ciekawe, turystyka nie jest jedynym źródłem przychodu dla mieszkańców.

Ponad 1200 ha gruntów bogatych w składniki mineralne pochodzące z popiołów wulkanicznych, stanowi dość znaczącą, bo 20% część miasta. Spacerując jego ulicami widać wokół niemal każdego domu uprawy ananasa, drzewa bananowców i papai. To te plantacje ucierpiały najbardziej w czasie ostatniej erupcji wulkanu Taal.

Jest jeszcze jedna ciekawa historia tego miejsca. Przed erą turystyki miasto to było także zagłębiem ogrodników produkujących stokrotki oraz gladiole.  Dzisiaj kwiaty te już nie dominują w krajobrazie miasta. Niemniej warto odnotować, że było ono jednym z centralnych miejsc produkcji tych dwóch gatunków kwiatów ciętych na Filipinach.

 

Atrakcje

Ja zakotwiczyłem w hoteliku Santa Rosa, skąd miałem dobry punkt wypadowy do kilku, ważnych dla mieszkańców tego miasta, miejsc.

Żelaznym punktem pobytu jest oczywiście odwiedzenie grani pobliskich wzgórz, z której doskonale widać wulkan Taal, okalające go jezioro i gdzie  można zamówić wycieczki łodzią lub kajakiem po jeziorze.

W tamtym czasie jeszcze nie wiedziałem, że wulkan wybuchnie.  Natomiast dzisiaj już wiem, że trzeba być bardzo ostrożnym z tego typu wycieczkami. Szczególnie w rejonie wulkanów. Erupcje wulkanów są nieprzewidywalne. To, że wulkan jest uśpiony od setek lat, nie gwarantuje, że nie nastąpi wybuch. Jeszcze 10 stycznia nikt nie był w stanie przewidzieć, że 13 stycznia wulkan gwałtownie wybuchnie i zniszczy wszystkie uprawy w okolicy. 

 

Równie piękny widok na jezioro i wulkan rozciąga się z parku rozrywki “Sky Ranch”.  Oferta atrakcji jest dość bogata.  Roller Costery, tzw. “diabelskie koło”,  karuzele, strzelnice oraz wiele innych, standardowych dla lunaparków rozrywek. Także oferta gastronomiczna jest bogata i każdy znajdzie coś dla siebie. 

W odległości 15 minut jazdy trójkołowcem, znajdziecie Park in the Sky. To tu rozciągają się miejsca piknikowe a jedną z ciekawszych atrakcji jest zjazd na linie oraz park linowy pomiędzy drzewami. Cały rodziny mogą się tutaj rozłożyć ze swoim jedzeniem, piciem i podziwiając wspaniałe widoki ze wzgórz, odpocząć od upalnej Manili.

Na niezliczonych uliczkach rozciągają się małe stragany warzywne i  sklepiki, które sprzedają wszelkiego rodzaju owoce uprawiane w okolicznych sadach i na poletkach uprawnych. Także tutaj można zjeść niezwykłą zupkę “bulalo”, o której już wspominałem wcześniej w tym artykule.

Kolejne 15 minut trójkołowcem i jesteście na szczycie Woodridge. To właśnie tutaj zobaczcie pomnik ananasa, obserwatorium meteorologiczne a przed wszystkim wspaniałe panoramy okolic, Manili i zatoki.

Duży napływ turystów następuje w okresie Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Przypomnę, że Filipiny są krajem chrześcijańskim, w którym dominuje kościół rzymskokatolicki ale dość sporą diasporę ma kościół Ortodoksyjny czyli mówiąc krótko prawosławie a także protestanci.   

Podsumowując atrakcje w postaci listy priorytetów, polecam wam:

  • wizytę w parku “Sky Ranch” -  zabawy na Roller Costerach czy jazda “diabelskim młynem” to obowiązkowe punkty
  • Wizyta na grani wzgórz -  będziecie mogli podziwiać wulkan, okoliczne jeziora i przeciwległe wzgórza
  • numer “trzy” to “Park in te Sky”  z przestrzenią piknikową, gdzie nie tylko zaliczycie ślizg na linie ale także odpoczniecie, zjecie posiłek i dokonacie zakupu pamiątek.
  • atrakcją samą w sobie jest przejażdżka żółtym, spalinowym trójkołowcem, który odwiezie was do hotelu po dniu pełnym atrakcji.

Dodatkową przyjemnością będzie oczywiście konsumpcja świeżych, nagrzanych słońcem owoców, które uprawiane są w okolicy.

 

 

Legenda

Pobyt w Tagaytay powinien trwać przynajmniej dwie doby. To minimum aby odwiedzić wszystkie te atrakcje i mieć chwilę na podziwianie widoków okolicznych wzgórz, wulkanu i jeziora.

Ja dodałbym jeszcze jeden dzień, aby doświadczyć tego co po prostu mnie urzekło.  Popołudnie i wieczór wśród lokalnej społeczności. W hoteliku lub pensjonacie, gdzie właściciele tworzą niezwykłą atmosferę, gdzie można usiąść, porozmawiać o lokalnym życiu. Pogłaskać lokalnego pieska albo kotka. Zjeść skromną kolację a także napić się wspaniałego, lokalnego piwa San Miguel. Takie rozmowy to czasem wyzwanie. Język angielski jest dość powszechnie znany na Filipinach, wszak jest to drugi język urzędowy, więc łatwo jest nawiązać kontakt. Czasem jednak trafi się osoba bez znajomości angielskiego i wtedy zaczyna się zabawa. Co ciekawe, także bez szczególnej znajomości języka angielskiego można się dogadać. Trzeba tylko chcieć. 

I tak właśnie żyjemy sobie tutaj, w Azji Południowo Wschodniej. Kiedy chcemy odpocząć od codziennych upałów, od duchoty miasta, wybieramy najbliższe okolice, które w zasadzie w większości krajów są dostępne w zasięgu półtorej godziny jazdy samochodem i po prostu cieszymy się pięknym krajobrazem, niższą temperaturą i lokalną żywnością.

 

Na koniec opowiem wam legendę, dzięki której poznacie genezę nazwy miasta Tagaytay.

Otóż bardzo dawno temu, w okolicznych lasach, mieszkańcy zajmowali się łowiectwem.

Na jednym z polowań, na które udał się ojciec z synem, niespodziewanie zaatakował ich dzik. W  zasadzie duży odyniec.  Wielkie bydle z siekaczami ostrymi jak noże. Ojciec, aby uratować syna, skupił na sobie uwagę dzika. Niestety został zaatakowany i poniósł śmierć. Chłopiec natomiast, widząc cała tragedię, wzywał pomocy wykrzykując dwa słowa w Tagalog - lokalnym języku.

Jedno to było “taga” a drugie “itay”.  “Taga” znaczy “cięcie”  a “itay znaczy “ojciec”. “Taga itay, taga itay!”

Krzyki i płacz chłopca słyszane były w całej okolicy, na pobliskich wzgórzach i w siedliskach ludzkich.  Społeczność lokalna całe to zdarzenie dyskutowała miesiącami. Stąd, prawdopodobnie, wzięła się nazwa miasta, jako miejsca skąd dochodziły krzyki chłopca. 

Etymologia nazwy może też mieć inne zródło. Całe miasto położone jest na na górskiej grani, na grzbiecie wzgórz. W języku Tagalog dokładna transkrypcja takiego położenia, oznaczającego właśnie brzeg, krawędź czyli  grań brzmi “tagaytay”.  Może więc to jest najbardziej prawdopodobne pochodzenie nazwy miasta? 

Niemniej legenda pozostaje żywa w pamięci mieszkańców tego regionu, a mi osobiście bardzo się podoba. 

 

Maligayang pagdating sa Tagaytay!

25 października 2020

Filipiny - Tagaytay - życie w cieniu wulkanu

Popularne artykuły

27 października 2024
Witajcie, Jest taka chwila w życiu każdego podróżnika, kiedy marzenia
29 sierpnia 2024
  Hola! Amigos, Miałem niedawno  okazję odwiedzić dwie atrakcje uznawane za
07 lipca 2024
  Hola!  wakacje w Europie w pełni i zapewne popijacie wino,
  1. pl
  2. en

Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com 

Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com

Muzyka do podcastu i radia pochodzi z serwisu Pixabay.com